1 sty 2021

39. Jeśli zgubisz towar albo cię skroją, to twój problem


Joshua nienawidził w życiu jednej rzeczy.
Tego przeklętego krawatu.
Jednak gdy nieco go poluzował i wreszcie umożliwił sobie oddychanie, przypomniał sobie, że tak naprawdę nienawidził dwóch rzeczy.
Jeszcze ta koszula. Który geniusz wpadł na pomysł noszenia koszuli do mundurków? Czy naprawdę blezer z tarczą szkoły, marynarka z tarczą szkoły i krawat w kolorach szkoły by nie wystarczyły? Czy to zadaniem koszuli było krzyczenie: Hej, jestem uczniem jakiejś dziury na wybrzeżu?
Zabębnił palcami o biurko. Gdyby głębiej się zastanowił, istniało więcej rzeczy, których nienawidził. Bardzo wolnego internetu. Braku dostępu do komputera. Przeludnionych klas. Łokci niemal wbijanych w żebro.
Okazało się, że nawet jeśli ta szkoła ogólnie uchodziła za norę, to względem szkoły w kampusie była to totalna porażka. Możliwe, że po prostu Joshua nagle stał się geniuszem i test z geometrii napisał w niecałe dwadzieścia minut. Sęk w tym, że Joshua nigdy nie był geometrycznym geniuszem, a ten sprawdzian wydawał mu się prościutki.
Leniwie rozejrzał się po klasie. Niektórzy otwarcie ściągali, Mandy co jakiś czas na niego zerkała, nauczycielka prawdopodobnie grała w pasjansa na laptopie…
Takie coś zdecydowanie nie przeszłoby w CHERUBIE.
Kiedy wreszcie zadzwonił dzwonek, Joshua był jednym z pierwszych, którzy wyszli z klasy. Nie uszedł daleko. Zaraz za drzwiami złapali go Dylan i Simon.
– Ej, Josh, skroiłeś kiedyś kogoś?
Joshua spojrzał na Dylana.
– Zdarzyło się. – Wzruszył ramionami.
– A odbierałeś kiedyś długi?
– Nie wychodzi na jedno?
Dylan i Simon popatrzyli po sobie.
– W sumie racja – stwierdził Dylan. Na ustach drgał mu chytry uśmieszek i Joshua pomyślał, że to ewidentnie nie był dobry znak. – Chcesz się sprawdzić na polu walki?
Miał rację. To nie był dobry znak. Przez ostatni tydzień spędzał z Dylanem mnóstwo czasu, ale dotychczas nikogo nie okradli. 
Najwyraźniej to miało się zmienić w ekspresowym tempie.
– Czyli jednak trzymasz się na ulicy? – prychnął z rozbawieniem.
– Zamknij się – mruknął Dylan. – Trzeba sobie radzić.
– Ale chyba nie nauczyli cię tego w więzieniu? – Joshua uśmiechnął się niewinnie. Z trudem powstrzymał się od śmiechu, gdy Dylan lekko zesztywniał.
– Ha, ha – fuknął Dylan. – Nie, nie w więzieniu. Masz nóż?
Joshua postanowił, że na dzisiaj koniec z nabijania się z Dylana. Do niego przecież też jeszcze nikt się nie odezwał, nawet jeśli Simon twierdził, że go polecał.
Westchnął i spojrzał na Dylana spod uniesionych brwi.
– To co mam robić?
– Na razie czekaj z tyłu z Simonem. Później zobaczymy.
Joshua pokiwał głową.
Dylan wsadził ręce do kieszeni i rozejrzał się po korytarzu. Poprawił włosy w tym brudnym lustrze na przeciwnej ścianie, przetarł usta… i najwyraźniej wybrał cel. Po drodze skopał jeszcze jakiegoś martwego kwiatka. Przeklął na cały korytarz, gdy parę uschniętych listków spadło mu na spodnie.
Joshua wzruszył ramionami i pewnym krokiem ruszył za nim.
Dylan szedł przodem, Joshua z Simonem parę kroków dalej. Joshua pomyślał, że brakowało im tylko ciemnych okularów i rapu na głośnikach. Wszyscy schodzili im z drogi, mimo że ten korytarz okupowały starsze klasy i z reguły był dosyć przeludniony. Jadąc na tę misję, nie spodziewał się, że nagle zostanie królem szkoły.
Skrzyżował spojrzenie z Mandy, nieznacznie skinął jej głową. Uśmiechnęła się do niego spod lekko uniesionych brwi.
Dylan zatrzymał się przy dzieciaku młodszym o jakieś dwa lata. Joshua oparł się o najbliższy filar i leniwie wsadził ręce do kieszeni. Zasada numer jeden: pewność siebie, tego nauczył go Sammy. Zasady numer dwa nie było. Czasem po prostu trzeba było mieć odpowiedni wygląd. W przypadku Josha wystarczało się nie uśmiechać.
Dylan strzyknął stawami w palcach i spojrzał na nieświadomego chłopca.
– Siema, Ricky – rzucił niedbale. – Co tam?
– Nic…? – pisnął chłopiec. – O co chodzi?
Błąd.
– Kojarzysz tego z tyłu?
Joshua pojął grę. Niestarannie i tylko trochę żartobliwie zasalutował chłopcu. Tamten przełknął ślinę i nagle zbladł; powoli pokiwał głową.
Dylan podszedł do niego jeszcze bliżej i wycedził:
– Jak nie oddasz mi całej forsy, jaką masz, wklepie ci mocniej niż mojemu kumplowi – warknął Dylan – A potem skopie cię jeszcze raz.
Simon cicho westchnął.
– On chyba będzie mi to wypominał do końca życia – mruknął.
– Prawdopodobnie – zgodził się Joshua.
Joshua nawet nie chciał myśleć nad tym, jak beznadziejnie i żenująco zabrzmiała ta groźba, ale chyba zadziałała. Chłopiec gorliwie pokiwał głową. Zaczął przetrząsać kieszenie, jeszcze zanim Dylan go puścił. Ofiara w postaci paru drobniaków i zjedzonej do połowy kanapki była jego największym i ostatnim błędem w życiu.
Dylan spojrzał na swoje dłonie i nagle zesztywniał.
– Żartujesz sobie, gówniarzu? Dwadzieścia cztery pensy i kanapka?
Joshua znacząco odchrząknął. Chłopiec drgnął.
– Nie, mam jeszcze…! – Z tylnej kieszeni wyciągnął banknot.
– To wszystko, czy mam tu wrócić za dwie minuty i wyrzucić cię przez okno?! – warknął Dylan.
Joshowi zrobiło się żal tego dziewięciolatka, zwłaszcza jak drżącymi rękoma podawał Dylanowi parę ostatnich pensów, dlatego lekko stuknął go w ramię i skinął głową. Dylan westchnął, warknął do chłopca coś jeszcze, po czym obrócił się na pięcie i podszedł do Josha czekającego parę metrów dalej.
– No co?! – warknął. – Przecież dobrze mi szło!
– Mało brakowało, a byś go zabił – wyjaśnił Joshua spokojnie. – Ja bym to rozegrał inaczej.
Dylan prychnął.
– Niby jak? Ja ci się nie wpieprzam w bicie się!
Joshua westchnął i wywrócił oczami. Znacząco spojrzał na Dylana.
– Niepotrzebnie sprawiasz, że się ciebie boją…
– Bo mają się bać! – przerwał Dylan, podnosząc głos. – Niech wiedzą, że jeśli nie wyrobią się w terminie, poznają moich dwóch braci: Sherlocka i Watsona. – Podniósł obie swoje pięści.
Joshua resztkami silnej woli i chęcią przeżycia następnych dwudziestu minut powstrzymał się od rozbawionego prychnięcia. Zamiast tego pokręcił głową, przestąpił z nogi na nogę i nonszalancko włożył dłonie do kieszeni. Zamierzał wykorzystać okazję.
– A co, jeśli zamiast się bać, zaczną cię szanować?
– Już mnie szanują. Mój ojciec ma gang.
– I jakoś nie dają ci pieniędzy, jak tylko cię zobaczą.
Dylan chwilę milczał. Trzy, dwa…
– No dobra. To pokaż, o co ci chodzi, jak jesteś taki cwany.
Joshua stłumił uśmiech.
– To pokażę – rzucił Joshua obojętnie.
Wziął głęboki wdech. Przede wszystkim musiał wypatrzyć kogoś bardziej obiecującego niż dziewięciolatek skulony w kącie i czytający jakąś bajkę. Parę metrów dalej na ławce jakiś chłopak właśnie wyciągnął z portfela dwudziestofuntowy banknot. Zadbany mundurek, trochę przylizana fryzura. Ktoś tu chyba miał pecha.
Joshua przysiadł się do niego z nieodgadnioną miną.
– No cześć.
Spojrzał na niego ze zdziwieniem. Jednocześnie próbował dyskretnie schować portfel i ten banknot, który niefortunnie wypadł mu na podłogę.
– Eee, cześć…?
Cały znieruchomiał, na czoło wstąpił mu pot. Joshua prychnął z rozbawieniem, po czym jak gdyby nigdy nic sięgnął po banknot i wręczył go chłopakowi. Tamten nieznacznie odetchnął. Krok pierwszy – niech poczuje się bezpiecznie.
– Na twoim miejscu bym uważał – powiedział Joshua beznamiętnie. – Kręci się tu mnóstwo typów, którzy rzucają się na forsę.
– Taa, w zeszłym tygodniu ktoś okradł mojego kumpla w szatni – odparł chłopak z napięciem w głosie.
Kojarzył Josha. W tej przeklętej szkole wszyscy go kojarzyli.
– Co za pech – przyznał Joshua. – Nie dość, że on, to jeszcze ty.
Tamten się zacukał.
– Że co…
– Jeśli oddasz mi wszystko, co masz, skończy się to dla ciebie dobrze – mówił dalej Joshua. Ciągle był spokojny, z daleka wyglądało to jak najzwyczajniejsza rozmowa. To tamten chłopak był spięty i co chwilę luzował krawat.
– Nic ci nie dam – odparł pewnie.
Ale drżącym głosem.
Odda. Wystarczyło tylko trochę go przycisnąć.
– Jesteś pewny? – spytał Joshua. Zauważył, że chłopak chciał wstać i uciec, ale szybko wręcz przygwoździł go spojrzeniem. – Typ, z którym ostatnio miałem spór, skończył z czterema szwami w twarzy, a drugi ze złamaną ręką.
Nie podniósł głosu. Mówił jednostajnie i spokojnie, tylko z cichą, chłodną groźbą w głosie.
– O, no i zapomniałem o tym z nogą złamaną w ośmiu miejscach – dodał z niewinnym uśmieszkiem, bębniąc palcami o udo. To było kłamstwo, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć.
Tamten zadrżał. Chwilę milczał.
– Jeśli oddam ci pieniądze, nic mi nie zrobisz? – spytał powoli.
– Mniej więcej.
– Dobra – mruknął chłopak i sięgnął po portfel. Wyciągnął z niego łącznie sześćdziesiąt funtów. – Masz i zostaw mnie w…
Joshua odchrząknął. Bardzo znacząco.
Chłopak posłał mu mroczne spojrzenie.
– Nie oddam ci wszystkiego.
– Tam stoją moi dwaj znajomi. – Joshua skinął głową ku Dylanowi i Simonowi. – Wiesz, że jeden ma kij bejsbolowy, a drugi to psychol?
Pół minuty później Joshua z nieznacznym uśmiechem pomachał osiemdziesięcioma funtami przed twarzą Dylana, który właśnie kończył kanapkę tego ośmiolatka.
– I tak mu groziłeś – stwierdził Dylan.
– Wcale nie. – Joshua pokręcił głową. – Zasugerowałem mu, żeby był rozsądny.
Dylan zaśmiał się i lekko trzepnął Josha w tył głowy.
– Bajerant – mruknął – ale wybaczam. Zarobiliśmy tyle, co ty w tydzień, Simon.
Simon uśmiechnął się kwaśno.
– Joshua zarobił. Ty możesz się cieszyć dwudziestoma pensami.
Dylan wystawił mu środkowy palec i z całej siły cisnął w niego kulką z folii aluminiowej. Joshua właśnie chował pieniądze do swojego portfela, gdy usłyszał za sobą:
– Joshua, mogę na słówko?
Josh odruchowo spojrzał na Dylana i Simona, ale oni tylko głupio się uśmiechali i pokiwali głowami. Przewrócił oczami, przeczesał włosy i razem z Mandy odszedł kawałek, by schować się za filarem.
– Jesteś trochę nieuchwytny – rzuciła Mandy.
– Tylko trochę. Czasem jest pora na biznes.
– Na przykład okradanie innych?
Joshua wzruszył ramionami.
– Najwyraźniej mają pecha – mruknął Joshua. – Kto w takiej norze nosi przy sobie osiemdziesiąt funtów?
Mandy uśmiechnęła się.
– Tak łatwo złapałeś osiemdziesiąt funtów? Dylanowi schodzi na to co najmniej miesiąc.
– Trochę źle wybiera – przyznał Joshua. – W sumie też trochę za łatwo się denerwuje.
– Od razu zagroził temu dziewięciolatkowi, że go pobije?
– Groził, że JA go pobiję – podkreślił Joshua z uśmiechem.
– W końcu wszyscy widzieli, co potrafisz. W szkole tak jakby jesteś legendą – powiedziała Mandy, opierając się o filar. – Wszystkie dziewczyny o tobie mówią.
– Och.
Mandy lekko się zaśmiała na widok zakłopotanej miny Josha. Joshua podrapał się po głowie i głęboko westchnął. Co jak co, ale tego ewidentnie się nie spodziewał. Niby większość osób schodziło mu z drogi i przyłapał jakieś dziewczyny na tym, jak na niego patrzyły, ale…
– Dałbyś się namówić w piątek do kina? – spytała Mandy. – Oczywiście, jeśli nie wyrwała cię już jakaś inna laska.
– Nie, to znaczy… – Joshua szybko przeczesał włosy.
Wypuścił powietrze, spojrzał na Mandy mizernym spojrzeniem i zaczął analizować. Z jednej strony – wyjście z kimś. Czy Joshua Rooney by się na to zgodził? 
Problem w tym, że teraz był Joshuą Owenem, jego cel, Dylan Barber, pewnie by mu nie wybaczył, gdyby się zgodził, a zresztą Mandy nie była tą osoba, z którą nie mógłby spędzać czasu. Wręcz przeciwnie – Mandy czasem nawet umiała go rozśmieszyć, nigdy na niego nie naciskała, a na dodatek w pewien sposób była ładna.
– Czemu patrzysz na Dylana?
– Co…? – rzucił, zamyślony.
– Patrzysz na Dylana – powtórzyła Mandy. – Kręcisz z nim i dlatego nie możesz wyjść ze mną do kina?
– Co? Nie!
– No to w czym problem? Dawaj do kina, Josh.
Joshua zacisnął usta, wyłamał palce i bardzo powoli zlustrował Mandy spojrzeniem.
Nie wiedział, czy wypomnieć jej, że właśnie go obraziła.
– Zależy na co.
– Organizują noc horrorów.
Uśmiechnął się nieznacznie.
– Dobra. Wchodzę w to.


Liście szeleściły pod butami Josha. Szedł mniej więcej do rytmu piosenki w słuchawkach i starał się nie myśleć o tym, na co zgodził się parę godzin temu. Z perspektywy czasu żałował coraz bardziej. W piątek w samotności mógłby przecież robić tyle rzeczy, na przykład włamać się do jakiejś firmy (większość miała bardzo słabe zabezpieczenia) albo…
Ktoś szturchnął go w ramię. Joshua wyjął słuchawkę z ucha.
– Ty jesteś Joshua Owen?
Po obu stronach, bardzo blisko, miał dwóch potężnie zbudowanych kolesi. Nie mogli mieć więcej niż osiemnaście lat, ale wyglądali przerażająco.
– Zależy, kto pyta – odpowiedział pewnie Joshua, jednocześnie planując drogę ucieczki.
– Przejdziemy się trochę – powiedział czarnoskóry chłopak.
Cały czas naciskał ramię Josha; teraz zmusił go do skręcenia w najbliższą uliczkę. Po obu stronach górowały żywopłoty. I, co ani trochę nie zaskoczyło Josha, w okolicy nie było żadnej żywej duszy. Mimo to starał się nie niepokoić; w sercu zatliła mu się cicha nadzieja. 
– Jestem Padrig. Simon powiedział, że chciałbyś pracować jako kurier.
Poczuł się jak najszczęśliwszy człowiek na ziemi. Już myślał, że całkowicie o nim zapomnieli, zresztą Renee też bardzo się niecierpliwiła. Brianna miała rację – wystarczyło poczekać.
– No, chciałbym – odparł, kiwając głową. – Trochę forsy by się przydało…
– Simon mówił też, że porządny z ciebie dzieciak. Wspominał, że umiesz się bić, a my słyszeliśmy, że porządnie to udowodniłeś – ciągnął Padrig. Spojrzał porozumiewawczo na drugiego chłopaka, który dotychczas milczał, a teraz tylko lekko się uśmiechnął.
Joshua skądś go kojarzył.
Brat Simona.
– Co powiesz psom, kiedy złapią cię z narkotykami?
– Nic.
Padrig pokiwał głową.
– Dokładnie tak. Nic o nas nie wiesz, nie znasz nas, nigdy nas nie widziałeś, a dragi znalazłeś w krzakach. Trzymaj się tej wersji bez względu na to, czym będą cię straszyć. Domyślasz się, co się stanie, jeśli nas wsypiesz?
– No… Zostanę pobity?
– Nieważne, czy jesteś drugim Bruce’em Lee, czy sam pobiłeś Jackiego Chana. Zostaniesz pocięty, tak na dobry początek. – Padrig uśmiechnął się ponuro. – Źli panowie odwiedzą twój dom, zniszczą meble i zrobią krzywdę mamie. A twoja siostra, Brianna, nie będzie już taka ładna, kiedy z nią skończymy. Lepiej o tym pamiętaj, Joshua, nawet gdy wielki i straszny glina powie, że zamknie cię w celi i wyrzuci klucz.
Joshua od dawna zdawał sobie sprawę z tego, w co się pakował. Mimo to po plecach przebiegł mu dreszcz, gdy słyszał kolejne groźby Padriga.
Zwłaszcza dlatego że na pewno mówił prawdę.
– Spoko. Ja nie sypię.
– Masz sprawny rower?
Joshua pokiwał głową.
– Odpowiadaj, jak pytam – skarcił go Padrig.
– Tak, mam rower.
– Co twoja mama sądzi o późnych powrotach?
– Raczej jest przyzwyczajona – przyznał Joshua – ale tak do jedenastej.
– Dobrze. Dale, daj młodemu cztery paczki. Bierzemy go na próbę.
Dale Lagan obejrzał się przez ramię, poczekał, aż staruszka zniknie za żywopłotem, po czym wyciągnął z kieszeni skórzanej kurtki cztery torebki z kokainą i komórkę.
– Czuwasz wieczorami w dni szkolne, od poniedziałku do czwartku – rzekł Padrig. – To znaczy, że telefon ma być włączony, a ty gotowy do jazdy. Nie chcemy słyszeć, że dostałeś szlaban albo jesteś czymś zajęty. Dostajesz zlecenie, wykonujesz je.
Joshua pokiwał głową. 
– A co z weekendami…? – spytał po sekundzie namysłu. – Simon mówił, że dopiero wtedy zarabia się… dużo.
Padrig uśmiechnął się.
– Każdy zaczyna od dna i tego, co nie chce robić nikt inny: dni powszednie, żadnych stałych klientów. Najpierw zobaczymy, jak się sprawdzisz. Jeśli okażesz się odpowiednio solidny i szybki, przeniesiemy cię do lepiej płatnej roboty. Coś jeszcze?
– Właściwie to… Kiedy już dostarczę te cztery paczki, skąd wezmę więcej?
– Chodzisz do klubu krav magi?
– Nie.
– Zacznij. – Brzmiało to bardziej jak rozkaz niż sugestia. – W razie czego mamy też ludzi w twojej szkole. Jeśli będzie trzeba, ustawimy spotkanie.
– A jeśli ktoś będzie próbował mnie okraść?
Padrig wsadził ręce do kieszeni i odetchnął.
– Jeśli zgubisz towar albo cię skroją, to twój problem i wisisz nam za to, co straciłeś. Jeśli to klient będzie pogrywał, nie stawiaj się i daj mu to, czego chce. Nasi koledzy szybko wykażą mu, że trochę zabłądził. I jeszcze jedno – rzucił Padrig. – Kręcenie się po ciemku czasem może kończyć się różnymi przygodami. Nie noś przy sobie więcej koki, niż musisz. Wiele dzieciaków nosi kosy, ale moim skromnym zdaniem w razie kłopotów najlepiej jest rzucić towar i uciekać.
Joshua pokiwał głową. Nie zdążył nawet przyswoić tych słów, gdy Padrig i Simon znaleźli już się po drugiej stronie drogi. Wymacał w kieszeni komórkę i niewielkie woreczki. Lekko się uśmiechnął, wsunął słuchawkę z powrotem do ucha i ruszył dalej.

2 komentarze:

źródła: x, x, x, x, x, x. Gif w nagłówku pochodzi z piosenki faded i został stworzony przez użytkowniczkę Teru97 w tym wątku. Wszystkim serdecznie dziękuję!