Wychodząc spod prysznica w białym, puchatym szlafroku, od natłoku myśli pękała mu głowa. Nerwowo przeczesywał mokre włosy i wyłamywał palce. Każdy oddech przypominał mu o skrzepłej krwi zalepiającej mu nozdrza – a zarazem o tym, z jaką łatwością Floyd zniszczył go w dojo. Ból pleców i nadwyrężonego lewego ramienia przywoływał wspomnienia o paru głupich punktach różnicy, które jednak zadecydowały o przegranej z Floydem. Paskudny posmak w gardle nie pozwalał zapomnieć o końcówce napowietrznego toru przeszkód.
A wszystko prowadziło do jednego – prób rekrutacyjnych.
Podczas minionej godziny szorowania się wodnistym i pachnącym alkoholem mydłem dezodorującym miał wystarczająco dużo czasu, by przemyśleć, jak mu poszło i czy ma jakiekolwiek szanse na dostanie się do CHERUBA. Doskonale wiedział, że druga taka okazja już mu się nie nadarzy.
I miał dziwne przeczucie, że nie poszło mu najlepiej.
Gdy wrócił do pokoju, odkrył, że ktoś go odwiedził i zostawił przy łóżku tacę z kanapkami, sokiem i herbatą oraz zabrał to cuchnące ubranie, zastępując je czystym. Dopiero z bliska zauważył złożoną na pół kartkę wetkniętą między dzbanuszek z mlekiem a czajniczek z herbatą:
Bardzo proszę, zgłoś się do mojego gabinetu o 18:00. Do tego czasu nie opuszczaj swojego pokoju, chyba że usłyszysz alarm pożarowy. Gdybyś pilnie czegoś potrzebował, zadzwoń z telefonu stacjonarnego pod numer wewnętrzny 75 i zgłoś problem mojej asystentce.Zara Asker
Westchnął. Dopiero dochodziła piętnasta, więc czekały go trzy beznadziejnie długie godziny czekania.
Przydzielono mu pokój na ósmym piętrze, który jak wszystkie sypialnie w kampusie odmalowano i odnowiono po tym, jak jego poprzedni lokator opuścił szeregi CHERUBA. Był podobny do jego pokoju w Cardiff – duży, z gigantycznym łóżkiem, telewizorem i komputerem z ciekłokrystalicznym monitorem. Joshua musiał przyznać, że wyglądało to całkiem miło i przyjemnie.
Z tyłu głowy miał jednak wrażenie, że zbyt długo tu nie zabawi.
Przejechał dłonią po włosach i z frustracją położył się na łóżku. Włączył telewizor i przełączał kolejne kanały. Jakiś wybuch w Manchesterze, jakaś gwiazdka pop wydała nową płytę, jakiś wąsaty kowboj właśnie toczył rewolwerowy pojedynek. Odetchnął. Przypomniała mu się Bułgaria – i to, co odczuł, gdy w głównej części wiadomości dostrzegł mamę. Wtedy myślał, że to przestępczyni – dzisiaj już wiedział, że była tajną agentką. I nawet po parunastu godzinach brzmiało to wyjątkowo głupio.
A najśmieszniejsze było to, że on także mógł zostać tajnym agentem.
Jakie miał szanse? Wprawdzie totalnie rozłożył Floyda w tym zadaniu z numerami kart, ale w pozostałych konkurencjach dzieciak całkowicie go położył (niekiedy dosłownie), a nad kwintesencją wszystkich prób, końcówce napowietrznego toru przeszkód, Joshua wolał się nawet nie rozwodzić. Uznał jednak, że mimo wszystko spróbował i dał z siebie wszystko.
Poza tym ten szczyl zasłużył sobie na zimną kąpiel.
Czas mijał przeraźliwie wolno, ale gdy wreszcie wybiła siedemnasta trzydzieści, Joshua zaczął się ubierać. Serce biło mu jak szalone, a krew uderzała do głowy i głośno pulsowała w uszach; mimo to jeszcze szybko przejrzał się w lustrze i szybko przemyślał, czy włożyć pomarańczową koszulkę w bojówki. Koniec końców tylko przejechał dłonią po włosach, wyciągnął koszulkę ze spodni i wziął bardzo głęboki, oczyszczający wdech.
A potem wyszedł z pokoju i omal nie dostał w twarz poduszką wylatującą z sąsiedniego pokoju.
– Sorki! – pisnęła dziewczyna z czarnymi, kręconymi włosami, nim trzasnęła drzwiami. Joshua usłyszał przytłumiony wybuch śmiechu.
Brew mu drgnęła. Obejrzał się na drzwi, ale tylko pokręcił głową i ruszył dalej. Do windy razem z nich weszło dwóch dryblasów, którzy natychmiast zamilkli, gdy spojrzeli na kolor jego koszulki. Na szóstym piętrze wsiadła dziewczyna z pointami przewieszonymi przez ramię. Wesoło przywitała się z chłopakami, ale jeden z nich szepnął:
– Pomarańczowy tu jest.
Dziewczyna uniosła brwi, zupełnie jakby dopiero zobaczyła Josha, i lekko się do niego uśmiechnęła.
– Nie jest trędowaty – rzuciła, wzruszając ramionami. – Poza tym nie rozmawiamy z nim, tylko między sobą, prawda?
– Ale obowiązuje zakaz rozmów z pomarańczowymi…
Dziewczyna znacząco spojrzała na dryblasa i pokręciła głową z lekkim uśmiechem. Reszta drogi na parter minęła im w znaczącej ciszy. Nie, żeby Joshua miał na co narzekać – dodatkowy czas na zamartwianie się wynikami był mu w tamtej chwili przecież najbardziej potrzebny.
Do gabinetu Zary zapukał parę minut za wcześnie, ale prezeska wpuściła go od razu.
– Proszę, usiądź – zaproponowała przyjaźnie.
Joshua przez sekundę zastanawiał się, czy jego teoria była prawdziwa – Zara brzmiała zupełnie inaczej niż podczas prób, dokładnie tak, jak przy ich pierwszej rozmowie.
Wylądował w punkcie wyjścia. Jego kolano nerwowo podskakiwało, gdy Zara zapytała:
– Jak myślisz, jak ci poszło?
– Sam nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Chyba mocno przeciętnie.
– A ja uważam, że poszło ci bardzo dobrze – odparła Zara. Joshua poczuł, jak kamień spadł mu z serca. – Przestudiowałam twoją teczkę i wiedziałam, że bez trudu sprostasz naszym wymaganiom w kwestii kondycji fizycznej. Bardziej martwiło mnie to, że masz za sobą serię problemów dyscyplinarnych: parę włamań, w tym jedno poważniejsze, przypadki nieposłuszeństwa, łamania reguł i, jak napisała twoja nauczycielka, gdy kończyłeś szkołę podstawową: Joshua wykazuje brak szacunku zarówno wobec dorosłych, jak i rówieśników. Właśnie dlatego zaaranżowałam próby w taki sposób, żebyś musiał działać w poczuciu dyskomfortu. Naszym zadaniem od samego początku było obciążyć cię psychicznie, zirytować i doprowadzić do utraty panowania nad sobą.
Joshua zaniemówił.
– Serio…?
– Tak. – Zara lekko się zaśmiała na widok jego bardzo znaczącej miny.
– Eeee… To z Floydem na końcu…
Zara uśmiechnęła się i nacisnęła przycisk interkomu.
– Możecie już wejść.
Pierwszy, z radosnym uśmiechem na ustach i rumieńcami na policzkach, wszedł Floyd. Trzymał skórzaną poduszkę, na której leżała perfekcyjnie złożona niebieska koszulka CHERUBA. Tuż za nim wśliznął się Warren, Faith, Abdul i Renee.
– Witamy w CHERUBIE! – ogłosiła uroczyście Zara. – Spisałeś się dziś znakomicie. Chyba już zawsze będę pamiętać sposób, w jaki pokonałeś Floyda. Floyd potem marudził przez dobre dziesięć minut.
Joshua zamrugał zdezorientowany. Spojrzał na Floyda, na Zarę, na całą resztę, na niebieską koszulkę, potem na szarą koszulkę Floyda…
Zaraz.
Szarą koszulkę Floyda?
Zmarszczył brwi. Otworzył usta, ale natychmiast je zamknął. Warren nie powstrzymał się przed wybuchnięciem śmiechem.
– Ty nie jesteś rekrutem – powiedział bardzo powoli Joshua.
– Floyd jest drobny i niski jak na swój wiek – wyjaśniła Zara. Musiała podnieść głos, bo w tej samej chwili do kanonady śmiechu dołączyli Floyd i Faith. – Został agentem w zeszłym roku. Poprosiłam go, żeby spróbował wyprowadzić cię z równowagi na wszystkie możliwe sposoby: wymiotując na ciebie, naśmiewając się ze wszystkiego, co robisz, podstawiając ci nogę, nucąc podczas testu, zastępując wkłady do długopisów wypisanymi czy zrzucając ołówek z siódmego piętra, żeby grafit ciągle się łamał.
Joshua strzelił kostkami i spojrzał na Floyda. Wpatrywał się w niego długie dwie sekundy, a potem schował twarz w dłoniach i wziął głęboki wdech.
– Jezu, a ja ci chciałem nakopać od początku… Nie, żebym dał radę – mruknął Joshua. – No dzięki.
Floyd uśmiechnął się niewinnie.
– Myślałem, że już poczułeś, co potrafię. I wiesz, co potrafię.
– Wiem. Właśnie dlatego nie dałbym rady – westchnął Joshua. Sekundę później na jego twarzy zakwitł łobuzerski uśmieszek. – Ale raz udało mi się trafić.
Floyd pokręcił głową.
– Tylko dlatego że ci pozwoliłem – stwierdził, wzruszając ramionami. – Nawet udało ci się mnie rozbawić. W normalnej walce użyłbym takiej magicznej sztuczki i zabiłbym cię w pół sekundy.
Joshua boleśnie skinął głową. Nie mógł jednak powstrzymać lekkiego uśmiechu.
– To mam to trzymać cały dzień czy jak? – spytał Floyd i podsunął Joshowi niebieską koszulkę.
Joshua w całym tym zgiełku już prawie o niej zapomniał. Już miał zmienić koszulkę, ale w tej samej chwili przypomniał sobie o tym, że otaczało go sześć osób. Spojrzał pytająco na Zarę. Prezeska tylko się roześmiała i skinęła głową.
Parę sekund później Joshua naciągnął przez głowę niebieską koszulkę. Odetchnął z ulgą.
Ktoś zaklaskał, ktoś się zaśmiał, ktoś (chyba Faith) mu pogratulował.
– Jednak nie możemy chwalić tylko Floyda – odezwała się Zara. – Faith wpadła na pomysł, żeby podczas testu nastawić zegar tak, by chodził dwa razy szybciej, niż powinien. Dzięki temu po godzinie pisania miałeś wrażenie, że minęły już dwie. Zapewne wydawało ci się, że czas płynie zdecydowanie zbyt szybko.
Joshua żartobliwie wywrócił oczami.
– Więc to twoja sprawka. Super, dzięki za dodatkową presję.
Faith tylko lekko się uśmiechnęła.
– Do usług.
– Jednak mimo to test poszedł ci całkiem dobrze, część matematyczna powyżej przeciętnej, reszta zadań przeciętnie – kontynuowała Zara.
– Jeszcze dół z łajnem – przypomniał szybko Warren. W miarę, jak mówił, na jego twarzy wykwitał pełen dumy uśmiech.
Joshua zmarszczył brwi.
– Co zrobiliście?
– Są dwa rodzaje bloczków – wyjaśnił Abdul, odchrząknąwszy. – Pierwsze z nich mają specjalne hamulce, żeby zjazd nie był taki szybki. Używamy ich przy treningach z dziećmi, które dopiero uczą się zjazdu. Dziś wszyscy zjechaliśmy właśnie na nich, tylko ty dostałeś normalny. Uznaliśmy, że szansa, że źle oszacujesz moment zeskoku i wylądujesz w dole, jest na tyle duża, że warto spróbować.
– Nie wierzę – jęknął Joshua i zaczerpnął powietrza. – Jesteście okropni. Serio. Nienawidzę was.
– To pomysł Warrena – dodała Zara.
– Słyszałem, że parę lat temu zrobili tak jednej rekrutce i dosłownie zwariowała. – Wyszczerzył się Warren, zacierając ręce. – Ale nie martw się, nie złapiesz żadnego choróbska, bakterii czy innych świństw. Tak naprawdę ten dół to glina z błotem, skórkami owoców i paroma chemikaliami. Właśnie przez te chemikalia to wszystko tak śmierdzi.
– Wymiociny też były sztuczne – dodał Floyd. – Purée ziemniaczane, marchewka, groszek, zsiadłe mleko… Wycisnąłem ci to na plecy. Tuż po tym, jak podstawiłem ci nogę – zaznaczył.
– Miło wiedzieć – westchnął Joshua i pokręcił głową z niedowierzaniem. Nie wiedział, czy było mu bardziej głupio, że w międzyczasie przeklął ich wszystkich jakieś siedemdziesiąt osiem razy, czy bardziej się cieszył przez całokształt.
Dostał szansę. I nawet udało mu się jej nie zmarnować.
Warren podszedł do niego i przyjaźnie poklepał po ramieniu. Faith stanęła obok niego.
– Josh, mamy piątkowy wieczór… Co ty na to: przedstawię cię wszystkim, a potem pobalujemy? – Wyszczerzył się.
Joshua wstał. Dziwił się, że nie mógł powstrzymać uśmiechu. Rozejrzał się po wszystkich twarzach. Na chwilę zatrzymał się na Renee. Chciał ją przeprosić za to, jak traktował ją w szpitalu; w końcu to ona wyciągnęła go z aresztu i dzięki niej trafił do CHERUBA.
Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, podeszła do niego i mocno uścisnęła.
– Gratuluję, Joshua – szepnęła radośnie.
Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, bo coś nieprzyjemnie go dławiło. Skinął głową reszcie, po czym spojrzał na Zarę. Chciał coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedział co – wydawało mu się, że wszystkie słowa będą niewystarczające.
– Mogę jeszcze zamienić słówko z Joshuą? – spytała Zara głośniej, gdy wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia.
– Poczekam za drzwiami – poinformował Warren, wycofując się. – Jest ktoś, kto bardzo chce cię poznać.
– To zajmie tylko chwilkę – zapewniła Zara. Kiedy wszyscy wyszli, poprosiła Josha, żeby usiadł na krześle. – Jest mi niezmiernie miło, że mogę ci zaproponować u nas miejsce. To jednak nie koniec i muszę wyjaśnić parę spraw. Szkolenie podstawowe, o którym Warren pewnie ci już wspomniał, trwa sto dni i najbliższa tura zaczyna się za dwa tygodnie. Umówię cię z opiekunem, który ustali twój plan edukacyjny i wprowadzi w zasady obowiązujące w kampusie. Z działu fizycznego otrzymasz plan treningowy, który pomoże ci rozpocząć szkolenie w jak najlepszej formie. Oprócz tego zorganizuję ci kontrolną wizytę u dentysty, trochę pieniędzy oraz wyprawę na zakupy po ubrania i jakieś drobiazgi.
– Dzięki – powiedział grzecznie Joshua. – A co do ubrań… Nosiłem taką bluzę, którą tak jakby bardzo lubiłem i…
– Znajdziesz ją w pralni – wyjaśniła Zara. – Podobnie jak buty i spodnie. Będziesz mógł odebrać je za parę dni. Masz jeszcze jakieś pytania?
Joshua pokręcił głową.
– Dobrze, w razie czego wiesz, gdzie mnie szukać. Przez najbliższe tygodnie będziesz bardzo zajęty, ale mamy piątkowy wieczór. Rozluźnij się trochę, Joshua. Po wszystkim, co przeszedłeś, zdecydowanie ci się należy.
😍
OdpowiedzUsuń