7 sie 2020

19. I mimo to mnie chcecie?


Joshua kulił się na poplamionym, cuchnącym materacu, rękami obejmując kolana i ze wzrokiem wbitym w podłogę. Przygryzał dolną wargę niemal do krwi i drżał z zimna. Od pewnego czasu czuł metaliczny posmak w ustach, ale uparcie go ignorował. Odkąd wrzucono go do celi prawie sześć godzin temu, nie zmrużył oka. Intensywnie zastanawiał się, w którym momencie życia popełnił błąd. 
Może tak naprawdę wszystko zaczęło się, gdy sześć lat temu spadł z roweru i złamał rękę? Albo gdy jeszcze mieszkał w Szkocji, został sam w domu na dwa dni i zadzwonił po kolegów, a rodzice po powrocie znaleźli fortepian w oczku wodnym, rozbity na ścianie sedes i miniaturowy czołg w przedpokoju? Może złą passę rozpoczął dzień, w którym Arthur oskarżył go o handlowanie papierosami wśród dziesięciolatków i nawet podrzucił parę paczek? Albo to włamanie się do szkolnego dziennika i poprawienie paru ocen? 
Zadrżał. Przejechał dłonią po włosach, przełknął łzy i opuścił stopy na zimną posadzkę. Chwilę wpatrywał się w toaletę, ale tylko westchnął i potrząsnął głową. Spuścił wzrok na podłogę. 
Trochę starszy od niego chłopak w celi obok, którego wrzucono tu godzinę temu i już wtedy śmierdział jak gorzelnia, zaczął się awanturować. Dyżurujący policjant z rudymi wąsami przypominającymi szczura nie był najwyraźniej w dobrym humorze, bo od razu podszedł do celi i zademonstrował niewłaściwy sposób używania policyjnej pałki.
Wszyscy wokół rozmawiali po bułgarsku, dlatego Joshua zdziwił się, gdy usłyszał policjantkę mówiącą szkolnym angielskim:
– Dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień.
Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy zorientował się, że mówiła do niego.
Zmarszczył brwi i uniósł spojrzenie. Drzwi do celi były otwarte.
– Wygląda na to, że wychodzisz – dodała kobieta ze zmęczonym uśmiechem.
Do Josha przez długą chwilę nie docierał sens tych słów.
– To nie będą mnie przesłuchiwać czy coś…? – bąknął.
Serce zabiło mu szybciej. Nie miał pojęcia, co to znaczyło, ale poderwał się, jeszcze nim policjantka zdążyła odpowiedzieć. 
– Podobno zeznałeś już wystarczająco dużo. – Zachęcająco wskazała na wyjście.
Ruszył przed siebie, ale zapomniał o włożeniu butów. Pospiesznie naprawił błąd i z mieszanymi uczuciami ruszył korytarzem wzdłuż cel i krzyczących więźniów. Odruchowo włożył dłonie do kieszeni i nieco się skulił. Przy pudełku niedaleko wyjścia Joshua odebrał plecak, ale nie miał nawet czasu na sprawdzenie zawartości. Zresztą co by się nie działo – w tamtym momencie niezbyt go to obchodziło. 
Z walącym jak młot sercem myślał, czy naprawdę mu się upiekło. Policjantka przecież by mu powiedziała, gdyby przyszedł czas na przewiezienie do poprawczaka.
W jednym momencie cała nadzieja runęła jak domek z kart.
W poczekalni czekała Renee Beckett, która po raz ostatni pokazała komisarzowi legitymację, nim odwróciła się do Josha i szybko do niego podeszła, zbywając policjanta machnięciem dłoni.
Joshua rozejrzał się. Serce podeszło mu do gardła, gdy zorientował się, że nie miał żadnej możliwości ucieczki – a jeśli miał, musiałby jakoś rozprawić się z co najmniej dziesięcioma policjantami. Nieśmiały uśmiech, który jeszcze parę sekund temu błąkał się na jego ustach, znikł całkowicie. Renee nie wyglądała jednak tak jak zwykle – przyszła w luźnych jeansach, czarnych trampkach i pogniecionej, niebieskiej koszulce z motylkami. 
– Cześć, Joshua – uśmiechnęła się. – Lepiej chodźmy, zanim ten uroczy starszy pan znowu zwątpi w autentyczność mojej legitymacji.
Złapała go za rękę i nim zdążył cokolwiek wypalić, wyprowadziła go z komisariatu.
Nawet chciał coś powiedzieć, ale czuł się tak, jakby zapomniał języka. Patrzył to na plecy Renee, to na jej rękę. Ilekroć otworzył usta, natychmiast je zamykał.
Wreszcie gdy wyszli na chodnik, a ostre słońce zaczęło go oślepiać, coś w nim pękło. Udało mu się wyśliznąć z uścisku, a gdy Renee się na niego obejrzała, wycedził powoli:
– Co tu się dzieje?
– Wyjaśnię ci wszystko na miejscu – odparła Renee.
Parę tygodni wcześniej Joshua pewnie dałby się zbyć, ale nie po tym, jak mama przez dwa dni ciągle używała tego samego argumentu.
Potrząsnął głową.
– To pani cały czas przychodziła do mnie do szpitala i sugerowała mi, że albo kogoś zabiłem, albo dwadzieścia trzy razy dźgnąłem dwóch idiotów z horroru, albo w ogóle sam wykradłem jakieś kontrakty na osiemset trzydzieści cztery kałachy i najnowszą technologię z wojska – odparł szybko. Poczuł, że lekko poczerwieniał na twarzy. – Teraz tak po prostu wyciąga mnie pani z aresztu? Przecież mówiła pani, że trafię do poprawczaka, że długi wyrok, że posiadanie broni, że…
Wziął głęboki wdech przepełniony frustracją. Dostrzegł zmianę na twarzy Beckett, gdy parę długich sekund mierzyli się spojrzeniami.
– Parę rzeczy zdążyło się zmienić…
– Zmienić? Jak takie rzeczy mogą się zmienić? – prychnął.
Renee podeszła do niego.
– Mam bardzo ważne informacje o twoich rodzicach – powiedziała spokojnie. – Na tyle ważne, że nie mogłam ci o nich powiedzieć wcześniej. I z paru dodatkowych względów także.
Joshua zmarszczył brwi. Poczuł dziwne ukłucie w sercu. Coś w postawie Renee mówiło mu, żeby się zgodził i poszedł bez zbędnych pytań, ale trudno było mu tak po prostu skinąć głową. Przełknął ślinę.
– Na przykład?
– Dowiesz się tylko, gdy zgodzisz się ze mną pójść – odparła Renee nieugięcie.
Wywrócił oczami.
– No dobra – mruknął i przejechał dłonią po włosach. – Lepsze to niż poprawczak.


Parę minut później Joshua patrzył, jak Renee stawia przed nim podwójnego burgera, frytki i colę, a sama poprzestaje na mrożonej kawie i cheeseburgerze. Zacisnął usta. Nie jadł niczego konkretniejszego od dawna, ale po raz setny już miał wrażenie, że żołądek zawiązał mu się w supeł. Upił łyk coli i dopiero po chwili namysłu wziął frytkę. Od czasu do czasu zerkał na Renee, ale mimo ciekawości cierpliwie czekał, aż sama zacznie rozmowę.
– Pewnie jesteś trochę zdziwiony – zagaiła wreszcie.
Joshua wzruszył ramionami.
– Ta, tylko odrobinkę – mruknął, bezwiednie topiąc frytkę w morzu ketchupu.
Renee sięgnęła do torebki i położyła dwa pliki dokumentów na lśniącym, niebieskim stoliku. Oba były opatrzone czerwonym napisem: ŚCIŚLE TAJNE.
Joshua zmarszczył brwi i niepewnie na nie spojrzał. Odłożył frytkę, napotkał zachęcające spojrzenie Renee i powoli sięgnął po pierwszy, niewielki stosik kartek. Przerzucił je na drugą stronę i osłupiał.
– Nie mogłam ci powiedzieć całej prawdy – zaczęła Renee – i bardzo jest mi z tego powodu przykro. Udało mi się jednak dostać parę kartek, które mogą cię zainteresować… i mam ci trochę do powiedzenia.
Zdjęcie było w paskudnej jakości, a oczy postaci zasłonięto czarnym paskiem, ale jeden rzut oka wystarczył, by Joshua rozpoznał mamę. Serce zadudniło mu w piersi i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Skakał wzrokiem po kolejnych rubrykach i próbował połączyć fakty. Było to jednak tak abstrakcyjne, że już po dziesięciu sekundach podniósł pytający wzrok na Renee.
– Twoi rodzice nie byli kryminalistami. Wiesz, co to MI5?
Joshua skinął głową.
– Tak, pani przecież dla nich pracu… – Zamilkł, gdy tylko to do niego dotarło. – Chwila, że niby moi rodzice byli tajnymi agentami?
Renee skinęła głową.
– Tak. Pracowali dla MI5 ponad piętnaście lat i mieli na koncie mnóstwo udanych, wybitnych misji. Ostatnie trzy lata spędzili na próbie infiltracji gangu, którym kieruje Kennedy Griffith. Griffith jest znany z dosyć kontrowersyjnych poglądów i planów, które mogłyby wywrócić świat do góry nogami. Działa głównie w Walii i Anglii, ale ma dużo dobrych przyjaciół w Bułgarii, Rosji, Iraku czy Indiach.
Joshua nie wiedział, czy bardziej martwić się tym, że właśnie trzy lata temu przeprowadzili się do Cardiff, czy tym, że jego rodzice pracowali do wywiadu. Wolał się martwić tym pierwszym, bo to drugie wciąż nie mieściło mu się w głowie.
– Wszystko wydawało się iść w dobrą stronę – podjęła Renee. – Twoi rodzice mieli wniknąć w gang, dotrzeć możliwie wysoko… Linnette miała pomysł na to, żeby spróbować zawrzeć fikcyjną umowę na sprzedaż broni Griffithowi, a policja miała go przyłapać na gorącym uczynku. Trwało to tak długo ze względu na próby zgromadzenia odpowiedniej liczby dowodów na Griffitha oraz jego popleczników. Wyglądało na to, że Griffith połknął haczyk, ponieważ w marcu tego roku zgodził się na transakcję i umówił spotkanie. Wszystko miało się zawiązać trzy tygodnie temu, dziewiątego maja.
Joshua znał tę datę. Poczuł nagły przypływ mdłości.
– Do tej pory nie wiemy, co poszło nie tak – kontynuowała powoli Renee. Zaczerpnęła powietrza. – Twoja mama miała przyjechać później i oczywiście mieliśmy założone pluskwy, ale Landreville nagle wyjął pistolet.
Joshua poczuł się tak, jakby nagle gwałtownie się skurczył. Szybko upił łyk coli i przejechał dłonią po włosach, ale już nie kontrolował drżenia dłoni. Domyślał się dalszego przebiegu historii i tylko dopowiedział sobie w myślach: Bez słowa go zastrzelił.
– Później Landreville do kogoś zadzwonił, ale w międzyczasie twoja mama zdążyła wyprowadzić cię z domu i uciec. Parę minut później na miejsce zdarzenia przyjechała policja, ale Landreville’a już tam nie było. Doskonale upozorował zbrodnię i dopilnował, by wyglądało tak, że twojego tatę zabiła mama. Ruszyli za wami w pościg tak szybko tylko dlatego, że rzekomy naoczny świadek widział, jak wybiegaliście z domu, a twoja mama była cała zakrwawiona.
Joshua przełknął ślinę.
– Przecież mogła go pobić albo coś – wydusił po chwili. – Widziałem, co potrafi. W sensie…
– Mogła. – Renee skinęła głową. – Ale stwierdziła, że spróbuje się dowiedzieć, co tam zaszło, a taką szansę miała tylko w Bułgarii.
Joshua gniewnie zacisnął pięści pod stołem, ale dalej milczał. Przez głowę przelatywało mu tysiąc różnych myśli. 
Dlaczego o niczym mu nie powiedziała? Dlaczego to przed nim ukrywała?
Dlaczego po jej śmierci nie mógł po prostu oddać się w ręce policji, skoro to była jedna wielka ściema?
Był wściekły.
Ale tylko niepewnie odchrząknął.
– A policja? – spytał słabym głosem. – Przecież MI5 chyba współpracuje z glinami… albo coś.
– Ścigali was z dwóch powodów: domniemanego zabójstwa oraz tego, że prowadzili operację rozpracowującą gang Griffitha równolegle ze służbami wywiadu. A misja, w której brali udział twoi rodzice, była tak ściśle tajna, że próbowałam uzyskać do niej dostęp miesiąc. Dokumenty, które chcieli sprzedać twoi rodzice, były sfałszowane, ale prawdopodobnie zamiast gangsterów haczyk chwyciła policja… Wracając do misji, wciąż nie znamy dokładnych szczegółów i liczyliśmy na to, że możesz nam pomóc.
Joshua skinął głową.
– Wiem, ale ja niczego nie wiem – mruknął. – Nawet nie wiedziałem, że moi rodzice byli tajnymi agentami. W sensie może mogłem się domyślić, ale tego nie zrobiłem, a teraz… Jezu. – Schował twarz w ramionach. – Nie wiem. Kompletnie nic nie wiem.
– Rozumiem, że to dla ciebie szokujące – odparła cierpliwie Renee.
– Ta. Trochę.
Trochę bardzo.
Głośno wypuścił powietrze, przetarł twarz dłonią.
Nagle uderzyło w niego wszystko, co wcześniej nie miało znaczenia. Zostawanie z nianią, odkąd tylko pamiętał. Rodzice przemykający przez życie niczym cień – nigdy nie poświęcali mu zbyt dużo czasu, prawie nigdy ich nie było, nie spędzał z nimi świąt. Liczne przeprowadzki, mnóstwo ludzi przewijających się przez jego życie.
Przecież to było takie oczywiste.
Ale kto by pomyślał, że jego rodzice mogliby być tajnymi agentami?
Cicho przeklął.
Totalna abstrakcja.
– Joshua, chciałabym cię zapytać, czy może coś pamiętasz. – Renee nieco pochyliła się do przodu. – O gangu, o misji twoich rodziców… Może coś usłyszałeś? Nawet najgłupsze detale bywają przydatne.
– To nagle nie trafię do poprawczaka?
Renee uśmiechnęła się. Wyglądało na to, że całkowicie szczerze. Pokręciła głową. Joshua uniósł brew, ale ona uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
Coś ukrywała.
– To co w takim razie?
– Powiem ci za chwilę, obiecuję. Tylko, proszę, najpierw odpowiedz na moje pytanie. Pamiętasz coś jeszcze?
Miał jakiś dziwny uraz do obietnic tego typu, ale westchnął i próbował przekopać się przez odmęty pamięci. Nie zajęło mu to dużo czasu.
Z frustracją wyłamał palce.
– Jestem bezużyteczny – stwierdził ponuro, kręcąc głową. – Ostatnio nie wracałem do domu przed dziesiątą, a tych typów znam tylko z widzenia. Czasem powiedziałem im dzień dobry albo coś… Nic więcej. Nigdy bym nie pomyślał, że są gangsterami. W sumie też nie pomyślałbym, że mam rodziców tajniaków. I gangsterów na dodatek. Powalone – mruknął.
– Rozumiem cię. Może pomogę ci spróbować coś sobie przypomnieć, kiedy trochę ochłoniesz?
Joshua bezwiednie skinął głową. Chwilę patrzył na Renee, a potem opuścił wzrok na podrygujące kolano.
I już nawet nie wiedział, od czego zacząć. W jego głowie zapanował totalny chaos, a przecież tyle spraw było jeszcze niewyjaśnionych. Chciał pomóc, sam chciał się dowiedzieć czegoś więcej, ale nie miał pojęcia, jak to zrobić.
Od dawna spędzał bardzo mało czasu z rodzicami, zresztą częściej ich nie było, niż byli – a kiedy byli, z reguły przesiadywał przed komputerem. Sporadycznie tata uczył go czegoś nowego, ale nigdy nie przywiązywał do tego zbyt dużej wagi.
Przeprowadzili się do Belfastu, kiedy miał trzy lata. Mieszkali tam pół roku, wtedy też byli na misji? Później przenieśli się do południowej Anglii, trzy lata później do Szkocji, później z powrotem do Walii… Czy przez cały ten czas byli na jakichś tajnych misjach, o których nie miał pojęcia?
Joshua wpatrywał się w czarne spodnie. Westchnął.
– To co z tym poprawczakiem…?
Renee poruszyła się na fotelu. Na ustach błądził jej dziwny uśmieszek.
– Chyba nie po to wyciągałam cię z celi, żebyś wrócił tam z powrotem, prawda?
Coś w tym było, ale Joshua jedynie wzruszył ramionami.
– I na pewno nie zostawimy cię też na lodzie, wręcz przeciwnie. Mam dla ciebie ofertę.
– Jaką?
– Widziałeś swoje zdjęcia na liście gończym?
Po chwili namysłu skinął głową. Tylko co to miało do rzeczy?
– Ale te, które wypłynęły, przypominały cię tylko z grubsza, a właściwie nie przypominały poza ciemnymi włosami i niebieskimi oczami. Puściliśmy w obieg specjalnie spreparowane zdjęcie właśnie po to, żeby móc ci coś zaoferować, ale najpierw muszę ci coś wyznać. Nie do końca pracuję dla MI5.
Joshui szybciej zabiło serce.
– I tak naprawdę nie jestem Renee Beckett.
Krew uderzyła mu do głowy. Odruchowo zacisnął ręce na plecaku, gotowy do wyjścia.
Renee w tej samej chwili rozejrzała się wokół, ale wszyscy inni byli zajęci tylko sobą, a kelnerka ze znudzeniem w oczach przecierała szklankę. Wreszcie odezwała się, ściszając nieco głos:
– Nazywam się Renee Handerson i pracuję dla CHERUBA, komórki brytyjskiego wywiadu zatrudniającej dzieci.
Joshua sądził, że się przesłyszał.
– Dzieci?
– Chciałabym, abyś odwiedził kampus CHERUBA i rozważył propozycję zostania tajnym agentem.
Zachłysnął się powietrzem.
– Pani mnie wkręca? – Renee miała całkowicie poważną minę, więc szybko się upewnił: – Tajnym agentem?
– Zasada działania CHERUBA jest bardzo prosta – odpowiedziała Renee od razu. – Były prezes, Mac, miał taki jeden ulubiony przykład: wyobraź sobie, że do drzwi starszej pani puka dorosły facet i mówi, że miał wypadek. Staruszka zapewne byłaby podejrzliwa i nie otworzyłaby drzwi, co najwyżej zadzwoniła po karetkę. A teraz wyobraź sobie, że do drzwi staruszki ktoś puka. Staruszka podchodzi, otwiera, a tam stoi zapłakany chłopczyk i mówi, że mieli wypadek i jego tata się nie rusza. Starsza pani otwiera drzwi, z krzaków wyskakuje dorosły facet, uderza ją w głowę, wchodzi do domu i kradnie wszystkie wartościowe rzeczy. Przestępcy działają tak od lat. CHERUB wykorzystuje tę samą sztuczkę do łapania kryminalistów. Dla nich jesteś tylko dzieckiem. Nie możesz być gliniarzem ani tajniakiem, bo masz tylko dwanaście lat.
Joshua poczuł, że rozbolała go głowa. Mimo tego chciał, żeby Renee mówiła dalej.
– Agenci CHERUBA nie do końca są zwykłymi dziećmi – kontynuowała Renee, upiwszy łyk kawy. – Muszą być powyżej średniej: sprawni fizycznie, inteligentni, bystrzy, zdolni do szybkiej ucieczki lub walki, jeśli sytuacja będzie tego wymagała. Będziesz musiał przejść mnóstwo prób rekrutacyjnych, zanim CHERUB zdecyduje, czy się do tego nadajesz. Potem czeka cię sto dni szkolenia podstawowego i mówię ci, to najbardziej parszywy czas w całym życiu… Ale za to później…
– Chwila – przerwał Joshua. – Przepraszam… ale mam pytanie. Nawet jeśli bym przeszedł te wszystkie próby i w ogóle, to wtedy robiłbym takie czary jak teraz, łapałbym takich gangsterów jak ci, którzy chcieli mnie dopaść, i rozbrajałbym bomby?
– Nie do końca tak to wygląda – zaznaczyła Renee.
Joshua westchnął. Domyślił się, że w takim razie miał rację tylko mniej więcej.
Cholera, czy on faktycznie to rozważał? Po drugie, nawet jeśli tak – czy on w ogóle podołałby tym próbom? Albo samym misjom? Wszystko brzmiało tak skomplikowanie, że trudno było mu to sobie wyobrazić. 
– W twoich szkolnych aktach przeczytałam, że jesteś niesamowicie zdolny, ale łatwo tracisz koncentrację, często nie okazujesz szacunku dorosłym i masz bardzo ostry język.
Joshua wzruszył ramionami.
– Wyczytałam jednak, że masz bardzo rozległą wiedzę z informatyki i doświadczenie z hakowaniem, a także parę problemów z prawem z tego powodu…
– I mimo to mnie chcecie?
Renee uśmiechnęła się.
– Jesteś pierwszym jedenastolatkiem, którego poznałam i który bez żadnego przeszkolenia potrafił włamać się do szpitalnego monitoringu, do wi-fi i, przede wszystkim, do mojego laptopa, a potem węszyć w plikach i nie pozostawić po sobie żadnego śladu. Oprócz tego mimo niesamowicie stresujących sytuacji zachowywałeś zimną krew, a koniec końców znokautowałeś ochroniarza i uciekłeś ze szpitala. Powtarzam: bez żadnego przeszkolenia. Co jak co, ale na mnie i paru innych osobach robi to niemałe wrażenie. Nikomu tego nie powtarzaj, ale Zara Asker, prezes CHERUBA, nazwała cię prawdziwym białym krukiem.
Joshua nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu. Pierwszy raz poczuł się prawdziwie dumny z samego siebie.
– Istnieje też inny powód, przez który mieliśmy cię na celowniku – wyznała Renee. – Twoi rodzice także byli agentami CHERUBA i właśnie tam się poznali.
Joshua zamrugał parę razy.
– Serio?
– Tak. – Uśmiechnęła się Renee. – Twoja mama osiągała na misjach wręcz wybitne wyniki.
Joshua uśmiechnął się nieznacznie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio w jego sercu obudziła się tak wielka nadzieja. CHERUB brzmiał jak coś, co mogło mu zapewnić nowy start – a przynajmniej tak mu się wydawało. 
On FAKTYCZNIE to rozważał.
– No to nieźle – mruknął. – Dobra, to kiedy tam lecimy?

1 komentarz:

  1. Ha, wiedziałam, że z Renatką jest coś nie tak. Mega się cieszę, że wreszcie zaczyna się akcja i Josh nie musi uciekać przed wszystkimi, tylko będzie agentem.

    OdpowiedzUsuń

źródła: x, x, x, x, x, x. Gif w nagłówku pochodzi z piosenki faded i został stworzony przez użytkowniczkę Teru97 w tym wątku. Wszystkim serdecznie dziękuję!