– Serio jesteś z Anglii?
Joshua zamrugał parę razy. Poczuł, jak krew uderzyła mu do głowy. Znacząco spojrzał na Stefana i najchętniej zamordowałby go wzrokiem, ale że jeszcze tego nie potrafił, wziął tylko głęboki, uspokajający wdech.
– Pytasz o to siódmy…
– Czemu jesteś niemiły?
Joshua wzniósł oczy ku niebu. Nie wierzył, że chłopak, którego wcześniej wyrzucili z siedzenia i który teraz siedział na podłodze, jedząc cebulowe krążki, mówił mu, jak miał żyć. Odchrząknął.
– Cicho, Wiktor! – zawołał Stefan, przeciągając każdą zgłoskę. Lekko kopnął Wiktora w nogę. Uśmiechnął się do Josha i powiedział coś po bułgarsku.
Równie dobrze mógł go obrazić, ale póki Joshua tego nie rozumiał, niezbyt się tym przejmował. Znacznie bardziej interesował się tym, że cierpliwość właśnie mu się kończyła. Zabębnił palcami o udo. Obstawiał w myślach, jakie będzie prawdopodobieństwo, że Stefan znów o to zapyta. Wytrzymał już trzydzieści osiem sekund…
– Czemu mówicie po angielsku?
Joshua zmarszczył brwi. Spojrzał na piegowatą dziewczynę, która lustrowała ich zdziwionym spojrzeniem, wyglądając zza oparcia.
– Też się zastanawiam – westchnął Wiktor i sapnął ze zrezygnowaniem. Oparł podbródek na dłoniach.
– Cicho, Wiktor – odparł Stefan, wywracając oczami, po czym konspiracyjnie pochylił się w stronę dziewczyny. – Jedzie z nami Anglik.
Joshua westchnął.
Zaczyna się, pomyślał.
I po co mu to było…?
Dziewczyna pokręciła głową.
– Niemożliwe – odparła, mrużąc oczy. – Stefan, to nawet nie jest śmieszne…
Joshua uniósł brew.
– Od początku im mówiłem, że trzeba to zgłosić pani! – zawołał Wiktor wściekle i gwałtownie poczerwieniał na twarzy. – Zabraliśmy ze sobą jakiegoś obcego chłopca! On nawet nie jest z naszej szkoły!
– Chodź tu i zobacz, jeśli nie wierzysz – odparł Stefan z zawadiackim uśmiechem. Znów spojrzał na Josha, który zdążył już osiemdziesiąt dziewięć razy rozważyć wyskoczenie przez okno. Na domiar złego młotek miał tuż nad głową.
I już nawet nie wiedział, czy bardziej był zażenowany, poirytowany traktowaniem jak zwierzę w zoo czy zdenerwowany na całokształt.
Chyba wszystko naraz.
– Widzisz, Elena? – powiedział Stefan i mocno poklepał Josha po plecach. – Nie kłamałem!
Dziewczyna przymrużyła oczy.
– Nie wygląda jak Anglik.
– Ale to jest Anglik – odparł wesoło Stefan. – Arnold, powiedz coś!
Joshua zmiażdżył go spojrzeniem. A przynajmniej spróbował, bo Stefan zupełnie nie zwrócił na to uwagi. Wziął głęboki wdech, prowokacyjnie strzelił stawami w palcach, po czym sztucznie się uśmiechnął. Jeśli coś miało go uchronić…
– Masz jakiś pomysł?
Elena zamrugała z dezorientacją.
– To naprawdę Anglik – stwierdziła cicho. – Stefan, mogę na słówko?
– Pewnie, słońce. – Stefan wyszczerzył się, wstał i ruszył do Eleny.
Joshua przeczesał włosy. Elena obrzuciła go jeszcze jednym spojrzeniem. Nerwowo zabębnił palcami o spodnie.
Niecałą minutę później Stefan ciężko klapnął obok Joshuy, Elena także podeszła nieco bliżej, oparła się o siedzenie i zapytała:
– Serio jesteś z Anglii?
– O mój Boże, serio? – jęknął Joshua i schował twarz w dłoniach. Gdy Elena zaczerpnęła powietrza, przewrócił oczami i powiedział stanowczo: – Tak, jestem. I zamorduję następną osobę, która powie Anglik – warknął. – Ludzie, pierwszy raz widzicie obcokrajowca czy co? O co wam z tym chodzi? Zamknij się, Wiktor – rzucił bez patrzenia, ostrzegawczo unosząc palec w stronę chłopca na podłodze.
Stefan zaniemówił, podobnie jak Elena i Wiktor. Ta, zdecydowanie nie spodziewali się takiej reakcji. Joshua prychnął, zadowolony z siebie, przeczesał włosy z frustracją i posłał im jeszcze jedno rozwścieczone spojrzenie.
– Eee… No bo… A ty nie jesteś tym, o którym cały czas mówią w telewizji? – powiedział powoli Stefan, znacznie mniej pewnie niż wcześniej. – Mówili o Angliku, który teraz jest w Bułgarii i ma około trzynaście lat…
– A to pasuje – wtrąciła Elena.
– I podróżuje sam…
– To też pasuje.
– Więc chcieliśmy zapytać, czy to ty…?
Joshua zaklął.
Prychnął z rozbawieniem.
– Nie.
– Szkoda. Gdybyś to był ty, musielibyśmy powiadomić panią, że w autokarze jest przestępca – stwierdził Wiktor.
– Że co? – Joshua zmarszczył brwi.
– No, typ to świr – odparł już głośniej Stefan. – Dźgnął dwóch kolesi, którzy chcieli zadzwonić na policję, a potem ich pobił. Kozak akcja! – zaśmiał się. – I uciekał przed policją cały czas, w sumie teraz też ucieka, a jego mama jak Chuck Norris rozwalała wszystkich po kolei!
Joshua przełknął ślinę.
– Jak to dźgnął?
– Nie słyszałeś? Trąbią o tym wszędzie – powiedziała zdziwiona Elena.
Pokręcił głową i zacisnął usta. Przecież ich nie dźgnął, co najwyżej ich dotknął, ale to przecież oni…
Cholerni bliźniacy.
– Zaraz ci pokażę – odparł Stefan z ożywieniem. – Wiem o tej sprawie wszystko… Tylko chwila, znajdę telefon…
Joshua zauważył, że za przezroczystym etui miał włożone parę banknotów o większych nominałach. Podrapał się po nosie, coś złego przemknęło mu przez myśl, ale zamiast tego całkowicie skupił się na tym, co pokazywał mu Stefan. Kilkunastominutowy filmik z bliźniakami w roli głównej, którzy pełni przejęcia opowiadali o tym, co się stało.
– Tu mówią o tym, że jeździli na deskorolkach w okolicach takiego starego placu zabaw i wtedy do nich podszedł, tyle że Shawn od razu go rozpoznał. Widzieli też wcześniej samochód, a zdjęcia jego mamy są dosłownie wszędzie, więc połączyli fakty… Mówią, że… eee…
Joshua jednak nie potrzebował jego wyjaśnień.
Wyraźnie słyszał, jak Shawn mówił, że najpierw się oddalił, żeby zadzwonić na policję. I zadzwonił.
A to dużo by wyjaśniało, pomyślał Joshua.
Później Joshua miał tak po prostu wyciągnąć nóż i ich poważnie dźgnąć, nawet nie pamiętali, jak to się stało, Devon nawet trafił do szpitala. Mówili, że cały czas był agresywny.
Joshua miał ochotę coś rozwalić.
Albo zrobić komuś bardzo dużą krzywdę.
– No nieźle – wydusił Joshua przez zaciśnięte gardło.
– Co nie? – zaśmiał się Stefan. – A to wszystko dlatego, że jego matka wykradła tajne dokumenty, które… eee… nie wiem jak to… bezpieczeństwo… kraje…
– Bezpieczeństwo międzynarodowe? – podsunęła Elena.
– Dokładnie. – Stefan uśmiechnął się. – Nie ma innych informacji, nic jeszcze nie wyciekło, ale będę pierwszym, który się o tym dowie. I ogólnie to chora akcja, bo później znaleziono ich dopiero we Francji i słuchaj tego: pojechali tam autobusem i pociągiem i nikt się nie skapnął, że to oni, a potem…
Joshua udawał, że słuchał. Tymczasem wściekłość rosła w nim z minuty na minutę i wiedział, że jeśli powie chociaż o słowo za dużo, wpadnie w poważne kłopoty.
– …i szukają go od czterech dni.
– I mówią, że jest skrajnie niebezpieczny – wtrącił się Wiktor – i należy powiadomić dorosłego, jeśli się go zobaczy.
– W końcu pociął tamtych gości. – Stefan wzruszył ramionami. – Gość to legenda. Legenda! Szkoda tylko, że nie podają jego imienia… No i jest w naszym wieku, a już ucieka przed między… krajową… policją!
Nie tylko przed policją, pomyślał gorzko Joshua.
– Racja, całkiem nieźle – skwitował z udawanym zainteresowaniem.
– I oferują za niego parę milionów funtów – przypomniała Elena, krzyżując ramiona na piersi. – Mówią, że nieważne, czy żywego, czy martwego.
Joshua skinął głową i zacisnął usta.
Wbił się nieco głębiej w fotel i wsadził ręce do kieszeni. Siarczyście przeklął. Sprawa się nakręcała. Wszystko się nakręcało. Ludzie się nakręcali, niektórzy już wiedzieli o nim wszystko, chociaż na całe szczęście nie wiedzieli o paru pozostałych przewinieniach. A on wciąż nie miał żadnego planu i zdecydował się na pojechanie autobusem pełnym ludzi.
Cholera jasna, stwierdził w myślach.
Skarcił się po raz tysięczny.
Beznadzieja, więcej beznadziei i jeszcze więcej beznadziei. Jedno wielkie morze beznadziei. Jeden wielki ocean beznadziei. Jedno wielkie…
Nawet nie wiedział co.
Mama nigdy by tak nie zrobiła, przemknęło mu przez myśl.
I wtedy usłyszał surowy głos, który skarcił Wiktora. Chłopiec natychmiast wstał i usiadł na najbliższym wolnym fotelu. Powiedział coś po bułgarsku, na co od razu zareagował Stefan. Krzyknął coś do Wiktora (pewnie to, co zwykle), potem odezwał się do nauczycielki z przepraszającym uśmiechem. I wtedy podeszła bliżej, spoglądając na wszystkich chłopców siedzących na tylnych siedzeniach. Ćwierkotała z pogodnym uśmiechem, w pewnym momencie zdjęła okulary przeciwsłoneczne i prześliznęła wzrokiem po wszystkich.
Początkowo nie zatrzymała wzroku na Joshu. Jego serce zaczęło jednak bić jak oszalałe. Powoli odwrócił wzrok, lekko opuścił głowę.
Dopiero potem do niego wróciła. Zmarszczyła brwi, powiedziała coś szybko, głośno przełknęła ślinę i znowu się odezwała.
Joshua podniósł wzrok.
Nie musiał nawet rozumieć, co mówiła.
Był spalony.
Wiktor krzyknął coś z tyłu, Stefan ryknął jeszcze głośniej, ale gdy nauczycielka zwróciła się do niego, z trudem powstrzymywał się od śmiechu. Spoglądał na Josha z rozbawieniem.
A on w głowie miał tylko jedno.
Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera. Cholera.
– Chłopcy mówią, że nie jesteś z Bułgarii i mówisz po angielsku – zaczęła nauczycielka płynnie.
Joshua przełknął ślinę.
Milczeć czy…
Skinął głową.
– Obawiam się, że pomyliłeś autobusy – kontynuowała. – Nie jesteś z naszej szkoły, prawda?
Znów skinięcie.
– Zgubiłeś się? Jesteś z zagranicznej wycieczki?
Joshua zacisnął usta. Która opcja była lepsza? Może jakaś trzecia? Tamtym nie musiał nic tłumaczyć, ale teraz…
Serce tłukło mu w piersi. Witamy w oceanie beznadziejności.
– Eee… Zgubiłem się – bąknął niepewnie. – Zobaczyłem ten autobus i… pomyślałem, że… eee…
Przeklął w myślach chyba już setny raz.
– Rozumiem – odparła powoli kobieta. Zacisnęła usta, poprawiła okulary przeciwsłoneczne i jeszcze raz spojrzała na Josha. Wydawało mu się, że uważnie lustrowała całą jego twarz. Przez twarz przemknął jej niepokojący cień. – Obawiam się, że jeśli się zgubiłeś, będę zmuszona powiadomić policję – stwierdziła po chwili.
– Tylko nie policja – wypalił Joshua bez zastanowienia.
Kobieta przestąpiła z nogi na nogę.
– Nie możemy jechać z tobą do końca. Zatrzymamy się najszybciej, jak możemy, i pomyślimy co dalej, dobrze? – Uśmiechnęła się.
Joshua ze zrezygnowaniem skinął głową. Zacisnął usta, znów przeklął w myślach.
Nauczycielka już miała odchodzić, gdy wzięła głęboki wdech i zaczęła:
– Na razie prosiłabym, żebyś usiadł z przodu.
– Wolałbym nie – palnął od razu.
– Sądzę, że…
– Nigdzie się nie przesiadam.
Przez chwilą mierzyli się z kobietą spojrzeniami. Serce biło mu jak oszalałe, ale czuł, że już po chwili wygrał tę krótką walkę. Wiedział, że pójście do przodu byłoby równoznaczne z aresztowaniem. I końcem tego wszystkiego.
– Byłoby to…
– Nie mam zamiaru – odparł nieugięcie. Nauczycielka traciła pewność siebie z każdą kolejną sekundą, on zaczynał się czuć jak dzikie zwierzę schwytane do klatki.
A najgorsze było to, że ona się domyśliła.
– Jednak nie jesteś z tej wycieczki, a…
– Nie przesiadam się.
Kobieta westchnęła. Opuściła wzrok na chwilę, skinęła głową, po czym powoli, nieco mniej pewnie, zaczęła:
– Więc prosiłabym, żebyś pozostał na miejscu.
– Spoko.
Patrzył, jak nauczycielka odchodzi i widział, jak sięgała po telefon.
Wziął głęboki wdech.
Nie. Nie. Nie.
Nie wiedział, ile miał czasu – na pewno niezbyt dużo.
Stefan poklepał go po plecach i wybuchł śmiechem. Powiedział parę bliżej niezrozumiałych słów i opluł przy tym Josha. Wciąż roześmiany, włączył telefon. Joshua zerknął na pieniądze schowane za etui.
Jednocześnie pomyślał o tych paru stotinkach w kieszeni. I o dalszej podróży. I o jedzeniu.
Potem spojrzał na Wiktora, który zdążył już wrócić na podłogę.
Obrzucił jeszcze spojrzeniem nauczycielkę, która właśnie dyskutowała z innymi i co chwilę zerkała na tył. Zignorował Elenę zadającą jakieś nieważne w tej chwili pytania.
Wyjrzał przez okno. Las, las i jeszcze więcej lasu.
Nerwowo wyłamał palce o udo. Zaklął w myślach, zaczerpnął powietrza, zacisnął usta. Wiktor, Stefan, las. Wiktor, Stefan, las. Czas uruchomić improwizowaną machinę zagłady.
Joshua odchrząknął.
– Wiktor – rzucił, niby od niechcenia.
Chłopiec podniósł wzrok. Joshua przywołał go gestem; Wiktor westchnął, wstał ze zrezygnowaniem i podszedł do Josha. Joshua lekko się uśmiechnął i nerwowo podrygując nogą, zaczął:
– Mam sprawę.
– Jak…
– Pójdziesz do tej waszej nauczycielki i powiesz jej, że źle się czujesz po tych chipsach albo coś – powiedział powoli.
Wiktor zmarszczył brwi.
– Ale ja nie czuję się…
– Cholera, nieważne. – Joshua wywrócił oczami. – Idź i jej to powiedz. I najlepiej jeszcze dodaj, że chciałbyś wysiąść.
– Ale…
Joshua przygwoździł go pełnym furii spojrzeniem. Wiktor zadrżał, po czym pokiwał głową. Spojrzał jeszcze na Josha, potem na Stefana, który co chwilę prychał z rozbawieniem. Odwrócił się nawet do Eleny, ale ona była już zajęta własnymi sprawami.
– Będzie śmiesznie – rzucił jeszcze Joshua tym samym, groźnym tonem.
Wiktor jeszcze się wahał. Przez te parę sekund serce Josha biło jak oszalałe.
Wreszcie jednak z determinacją skinął głową. Przyłożył dłoń do ust, nabrał powietrza w usta i trochę pochylony, zaczął przeciskać się między siedzeniami. Parę razy uderzył o fotel, raz prawie w kogoś walnął, a czyjaś kurtka omal nie spadła mu na głowę.
Zaczął rozmawiać z nauczycielką.
Joshua z satysfakcją zacisnął pięść.
Ale teraz przyszła kolej na ten trudniejszy element planu. Joshua spojrzał na telefon Stefana i wziął głęboki wdech. Może nie musiał tego robić? Może…
Przeklął w myślach.
To będzie kradzież i to nie tylko, ale… komu bardziej przydadzą się te pieniądze? Stefan pewnie przepuściłby je na gry lub nadmorskie pamiątki, które postawi na szafie i nie ruszy przez następne osiem lat – to Joshua doskonale znał z autopsji. A Joshua? Wierciło go z głodu, pieszo na pewno nie wróci na wyspy, szukał go cały świat…
Wziął głęboki wdech.
– Co to miało być? – zaśmiał się Stefan.
Joshua sięgnął do kieszeni. Cholera jasna, pomyślał. Nie potrafił.
Zaczerpnął powietrza. Pobieżnie się rozejrzał. Nikt na nich nie patrzył.
I wtedy się odważył.
Jednym, płynnym ruchem wyciągnął nóż z kieszeni, rozłożył go i przycisnął Stefanowi do boku. Lekko, początkowo trochę niepewnie.
– Co ty, Ar…
– Dawaj forsę – warknął cicho Joshua.
Stefan obejrzał się na niego z przerażeniem w oczach. Gwałtownie pobladł.
– Telefon – podsunął Josh. – Im szybciej to skończymy, tym szybciej dam ci spokój.
– Al… Ale…
– Dawaj forsę – wycedził.
Serce waliło mu przy tym jak młot i z trudem powstrzymywał drżenie dłoni. Próbował sobie wmówić, że to nic takiego, że mogło być gorzej… ale to nie działało. Zacisnął usta. Musiał być twardy. Musiał wziąć to w swoje ręce.
– Arnold, co ty… – pisnął znów Stefan. Joshua zauważył, że zaczął się rozglądać.
– Spróbuj krzyknąć, to skończy się gorzej – warknął.
Wtedy Stefan całkowicie znieruchomiał. Spojrzał na Josha, potem na telefon, potem na nóż. Momentalnie wytrzeszczył oczy i omal nie zadławił się własną śliną. Kompletnie zaniemówił. Bladł jeszcze bardziej.
– To ty… To ty jesteś…
– Zamknij się – przerwał Joshua ze zniecierpliwieniem. – Rób, co powiedziałem.
Stefan długą chwilę mocował się z etui. Joshua kątem oka monitorował, co działo się na przodzie. Nauczycielka cały czas stała nad Wiktorem i rozmawiała z kierowcą.
Wydawało mu się, że to trwało całą wieczność. Nerwowo zaczął podrygiwać nogą i przygryzać wargę, podczas gdy Stefan już nie panował nad drżącymi dłońmi. Zaszkliły mu się oczy, siedział cały sztywny, próbował jak najbardziej odsuwać się od noża.
Joshua nie mógł uwierzyć w to, co robił. Właśnie groził jakiemuś dzieciakowi nożem i wymuszał pieniądze – może nie byłoby to jeszcze najgorsze zło, gdyby nie ten wybitny wywiad z pewnymi dwoma psycholami. Jednocześnie nie wierzył w to, że bardziej niż algebra przydały mu się wypady z Sammym i Arthurem.
– P-proszę – jąkał się Stefan, podając Joshowi parę banknotów.
Joshua szybko je przeliczył. Sto pięćdziesiąt lewów. Westchnął – myślał, że było tam więcej pieniędzy. Po krótkim namyśle oddał Stefanowi stówkę, po czym odwrócił wzrok i już spokojniej powiedział:
– Dzięki. Masz zapałki?
Stefan z trudem wyszarpnął z kieszeni niewielkie pudełko.
– To ty… To ty…
Joshua obrzucił go szybkim spojrzeniem.
– Już nic… Już nic nie… – Łza pociekła po policzku Stefana. Szybko otarł ją dłonią. – Już nic nie będę…
– Spróbuj komuś o tym powiedzieć, to wrócę i dokończę – wycedził Joshua. – Pamiętasz Shawna i Devona?
Stefan gorliwie skinął głową.
– No właśnie. Więc lepiej się zamknij.
Stefan blado się uśmiechnął, ale natychmiast spoważniał. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w tym samym momencie autobus zaczął zwalniać.
Joshui szybciej zabiło serce. Wyjrzał przez okno. Byli w środku lasu, nie na żadnym konkretniejszym postoju. Wiktor z przodu stał przy drzwiach.
Spisał się.
– Miło się gadało – rzucił Joshua, zabrał plecak i wstał.
Bez zastanowienia podniósł z podłogi do połowy pełne chipsy Wiktora i ruszył do tylnych drzwi. Szybko je obejrzał. Widział kiedyś, jak ktoś je otwierał ręcznie, ale…
Jest. To pomarańczowe pokrętło na górze.
Sięgnął…
Omal się nie przewrócił.
Usłyszał, że kierowca zaczął coś krzyczeć.
Wsadził paczkę chipsów pod pachę i sięgnął jeszcze raz. Przekręcił… Nie w tę stronę. Niecierpliwie sapnął i przekręcił w drugą.
Spróbuj tylko się…
Otworzyły się.
Joshua zbiegł po schodach, uderzył głową o sufit, zaklął pod nosem i wybiegł na zewnątrz. Po lewej nauczycielka rozmawiała z Wiktorem, byli odwróceni plecami. Po prawej Joshua widział jedynie drogę i las.
Zobaczył jeszcze Stefana, który co chwilę przecierał nos. Elena także wyglądała przez okno, marszcząc brwi i wymachując rękami.
Joshua już się tym nie przejmował. Pospiesznie wepchnął chipsy do plecaka, pozdrowił autokar środkowym palcem i pobiegł w drugą stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz