muzyka
Czterdzieści trzy godziny przed
Londyńskie przedmieścia powoli budziły się do życia. Bardzo powoli. Niektórzy dopiero zapalali światło, z czyjegoś otwartego na oścież okna sączył się dym (notka: nigdy nie używać spalonego tostera), jakiś ośmiolatek wyprowadzał na spacer psa dwa razy większego od siebie. Wszyscy żyli w harmonijnym, niezakłóconym porządku.
Ale nie Joshua Llewelyn.
Kiedy tylko się rozbudził, wszystko się zmieniło. Od ostatniej godziny próbował dowiedzieć się, czemu pojechali w nieznane w środku nocy. Coś się stało, to oczywiste – i bez codziennego repertuaru country w radiu w kradzionej terenówce.
Tak naprawdę chciał dowiedzieć się czegokolwiek. Ignorując rażące go słońce, co chwila patrzył na matkę, wzdychał i przeczesywał włosy. W głowie miał coraz więcej pytań, wątpliwości, scenariuszy, jeszcze więcej pytań – lecz ani jednej odpowiedzi.
Żadne z potencjalnych rozwiązań nie wydawało mu się logiczne. Wyjazd? Na pewno nie żadna niespodzianka i nie w trakcie roku szkolnego. Wątpił, że dyrekcja przyjęłaby z uśmiechem tego typu wytłumaczenie nieobecności. Wielki wyjazd? Ale z jakiego powodu ojciec miał do nich dołączyć później? Każdą wakacyjną wycieczkę spędzali od początku do końca całą rodziną.
Nie słyszał o czymkolwiek, co mogłoby ich zmusić do wyjazdu – żadnej wojny, plagi czy nawet inwazji kosmitów.
Dlaczego nie jechał z nimi ojciec?
Im dłużej się zastanawiał, tym więcej możliwych rozwiązań przychodziło mu do głowy – każde gorsze od poprzedniego.
Wreszcie dojechali do lotniska Londyn-Heathrow. Joshua westchnął. Niedługo powinien dowiedzieć się wszystkiego, przynajmniej tak mu powiedziała po piątym pytaniu o to, co właściwie robią.
Mama skręciła na wielopoziomowy parking przy lotnisku. Wzięła bilet z automatu i ruszyła, gdy tylko szlaban się podniósł. Nerwowo przy tym zerkała w górę.
– Mogłam wziąć niższy samochód – mruknęła.
– Dlaczego?
– Jest szansa, że zaczepimy bagażnikiem dachowym o wjazd – wyjaśniła, przesuwając dźwignię skrzyni biegów.
Joshua pokiwał głową, jakoś wcale nieusatysfakcjonowany. Miał wrażenie, że droga na parking trwała wieczność – zwłaszcza gdy silnik zgasł w połowie drogi i zostali obtrąbieni przez samochody z tyłu. Trochę martwiło go, że matka ciągle bacznie się rozglądała, a już szczególnie przed wjazdem na kolejne piętra.
Nawet nie patrząc na Josha, spytała:
– Która godzina?
Joshua zerknął na zegarek.
– Eee… Piąta czterdzieści dwa.
– Może być – stwierdziła matka z nieznacznym uśmiechem. Zaparkowała i rozkręcając zwitek kabli, zgasiła silnik. Joshua chciał wysiąść, ale zatrzymała go dłonią. Uważnie na niego spojrzała. – Joshua, mam do ciebie bardzo ważną prośbę.
Odchrząknął i niepewnie przeczesał włosy. Dawno nie czuł na sobie tego spojrzenia. Znacznie się różniło od tych karcących, surowych, zawiedzionych, rozczarowanych i nieprzyjemnych. Ewentualnie tych chłodnych.
Starał się powstrzymać wpełzający na usta uśmieszek.
– Jaką?
– Jeśli zobaczysz policjanta, musisz mi o tym powiedzieć.
Zamrugał parę razy. Po plecach przebiegł mu zimny dreszcz.
– Eee… Dlaczego?
– Nie umawialiśmy się na podanie powodu – odparła matka z rozbawieniem. – Musisz uważnie słuchać.
Josh westchnął. Przygryzł wargę i przez chwilę wpatrywał się w szarą ścianę. Jakąkolwiek matka miała ku temu przyczynę…
Skinął głową. Położyła mu jeszcze dłoń na ramieniu, nim wzięła torebkę i wyszła.
Joshua znów westchnął, zacisnął usta, po czym wysiadł z samochodu. Rozejrzał się. Na Heathrow był już kilka razy, ale nigdy tak wcześnie. Mimo wszystko już teraz stało tu mnóstwo samochodów najróżniejszych marek.
Joshua nie zwracał na nie uwagi zbyt długo. Coś mu się przypomniało.
– A co z tatą? – spytał. – No, znaczy, eee… Jest już na lotnisku czy coś?
– Nie.
Uniósł brew.
– To w takim razie…
– Joshua – ucięła matka i obejrzała się na niego. Gdy drgnął, westchnęła i poprawiła włosy. – Naszym jedynym zmartwieniem niech będzie dostanie się na samolot, dobrze?
Zacisnął usta i wzruszył ramionami.
Przeklęte tajemnice. Nawet jeśli zaczynały go ostro irytować, matka miała rację – teraz musieli zająć się jedynie lotem do Sofii. I, nie wiedzieć czemu, przejmować się policją. No dobra, parę godzin temu ukradli samochód, ale policjanci raczej nie mają skanera złodziei aut, a już zwłaszcza aut bez elektroniki.
Droga do hali odlotów minęła w ciszy. Joshua z ponurą miną szedł za mamą, rozglądając się na boki. Jak na tak wczesną godzinę, było tu już mnóstwo osób z walizkami lub wypakowanymi po brzegi torbami… Joshua wtedy coś sobie przypomniał. Nie mieli niczego na dłuższą podróż – żadnych zapasowych ubrań, telefonów czy nawet szczoteczek do zębów. Zmarszczył brwi i podejrzliwie spojrzał na torebkę matki.
– Właściwie to co jest w środku?
– Dokumenty i pieniądze.
No tak. Dokumenty i pieniądze. Tego na pewno by się nie domyślił.
Ale co z resztą?
– Na pewno załatwiłeś check-in przez internet?
– Tak – mruknął Joshua. – A swoją drogą… jak pokażemy bilety bez telefonów? I ewentualnie mobilnej drukarki?
Matka przez chwilę milczała.
– Na laptopie – odparła wreszcie. Nie zwolniła ani na sekundę.
– Ale… – Joshua zamrugał parę razy.
– To nie jest najbardziej rozpowszechniona forma pokazywania biletów – zaczęła matka – ale powinno zadziałać.
Joshua westchnął. Niby miała rację, ale… Pokręcił głową. Później będzie się tym martwił.
Rozejrzał się. Jakaś niewiele starsza od niego dziewczyna robiła sobie zdjęcia na tle terminalu. Mężczyzna koło czterdziestki czytał gazetę, a siedząca na różowej walizce hipiska z rudą szopą zamiast włosów, grubymi okularami i w zielonej sukience sprawdzała coś na telefonie. Jakiś facet w czapce z daszkiem z napisem FUCK TERRORISTS! i z brązową, pokręconą brodą jadł hot-doga.
Ketchup spadł mu na spodnie. Brodacz zrobił taką minę, jakby nie wierzył w to, co się właśnie stało.
Usta Joshuy drgnęły. Odwrócił wzrok.
– Uważaj – syknęła matka.
Natychmiast spoważniał.
Paręnaście metrów dalej, przy ruchomych schodach, stał wąsaty policjant i uważnie lustrował wszystkich wzrokiem.
Joshua przełknął ślinę. Spojrzał na tablicę – żeby przejść do odpowiedniej bramki, na całe szczęście nie musieli przechodzić bezpośrednio obok wąsacza. Potem pytająco spojrzał na matkę. Nieco zmartwiły go jej zaciśnięte usta.
Złapała go za rękę. Skręcili w drugą stronę. Zmarszczył brwi. Gdy zatrzymali się przy ścianie, niedaleko ketchupowego brodacza, matka szybko się rozejrzała.
Ruszyli dalej.
Joshua nieznacznie obejrzał się za siebie. Policjant wydawał się niezainteresowany.
– Szlag.
Szybkie spojrzenie na matkę.
Zrozumiał.
Za bramką kontroli bezpieczeństwa i w strefie wolnocłowej roiło się od policjantów. Niektórzy byli w strojach cywilnych, ale Joshowi udało się dostrzec odznaki i spluwy włożone za pasek. Stali w różnych miejscach. Jedni pili kawę na ławkach, inni oglądali towary dostępne w sklepach wokół.
Joshua nie musiał być geniuszem, żeby stwierdzić jedno: nie było dobrze.
Poczuł na sobie czyjś wzrok. Przełknął ślinę.
– Trochę ich dużo – stwierdził.
– Trochę tak – mruknęła matka i westchnęła. Odwróciła się do Josha. – Pod żadnym pozorem nie możemy dać się zauważyć, dobrze? – Uśmiechnęła się nieznacznie. – Wiem, że jestem ci winna wyjaśnienia, ale nie teraz. Musisz mi zaufać.
Joshua bez przekonania skinął głową. Wcześniej chciał wiedzieć, czemu uciekali. Teraz chciał wiedzieć, czemu uciekali przed policją… Co zrobili? Czemu nie mogli normalnie wylecieć tak jak dziesiątki razy wcześniej?
Przeczesał włosy. Nie znał przyczyny, jednak skoro już w tym siedział… zrobi to do końca. A koniec miał nastąpić w Sofii.
– Zachowuj się normalnie – szepnęła matka. – Zaufaj mi.
Zacisnął usta. Rozejrzał się. Im dłużej patrzył, tym większe miał wrażenie, że policji było tylko więcej i więcej… Serce nieco mu przyspieszyło, gdy minęli policjantkę czytającą książkę, a może raczej udającą, że czytała książkę.
Dwie godziny wcześniej czuł się, jak gdyby wychodził z jaskini lwa. Teraz czuł się tak, jakby do niej wchodził. Zbliżali się do bramek w zastraszająco wolnym tempie. Joshui pociły się ręce. Co chwila nerwowo przygryzał wargę i przeczesywał włosy.
Miał wrażenie, że wszyscy na niego patrzyli. Wziął głęboki wdech i spróbował się uspokoić. W myślach policzył do dziesięciu.
Nic to nie dało.
Westchnął ze zrezygnowaniem. Wyłamał palce.
Nie zadawał już żadnych pytań. Domyślał się tylko, że matka nie prosiłaby go o to bez powodu, nie budziłaby go w środku nocy, nie kazałaby mu się skradać we własnym domu.
Zaufaj mi.
Musiał zaufać.
I jak najlepiej wykonać zadanie.
Spojrzał przed siebie… Zostało im już parę metrów. Serce mu przyspieszyło. Zacisnął dłoń w pięść, później ją rozluźnił.
I wtedy skrzyżował spojrzenie z policjantem. Na ułamek sekundy.
Miał wrażenie, że stanęło mu serce. Potem zatrzepotało tak szybko, a krew tak nagle uderzyła do twarzy, że myślał, że zaraz zemdleje.
Dyskretnie stuknął matkę w dłoń i nieznacznym skinięciem wskazał na policjanta. Ściągnęła usta w wąską kreskę.
Mężczyzna sięgnął po radio. Mówił coś, ciągle ich obserwując.
Matka spojrzała na Josha.
– Udaj, że zapomniałeś czegoś z auta – szepnęła.
Joshua odchrząknął. Podrapał się po nosie.
– Mamo, chyba zapomniałem czegoś z auta – stwierdził spokojnie, ale z trochę skołowaną miną.
Pół sekundy później ironicznie pochwalił się w myślach za genialną grę aktorską. W chwilach takie jak te żałował, że jednak nie zapisał się razem z Arthurem na kółko teatralne.
Matka przewróciła oczami.
– No to chodź – odparła z wyraźnym zniecierpliwieniem.
– Dzięki. – Joshua uśmiechnął się grzecznie.
Szedł trochę sztywniejszym i szybszym krokiem niż wcześniej. Nie za bardzo wiedział, co zrobić z rękami. Co jakiś czas oglądał się za siebie i gdy za piątym razem dostrzegł policjanta, zacisnął usta i zesztywniał jeszcze bardziej.
– Joshua – szepnęła mu matka. Usłyszał ją jak przez ścianę. – Przestań się oglądać, jakbyś się bał, że ktoś cię śledzi. I nie podbiegaj tak. Następnym razem udawaj, że jesteś u siebie.
Przełknął ślinę.
– Następnym razem?
Matka już nie odpowiedziała. Joshua podrapał się po głowie, po czym przejechał dłonią po ciemnych włosach. Jak mógł zachowywać się normalnie, gdy miał policję na karku?
– Jak najszybciej musimy dostać się do auta i stąd odjechać.
– No wow – mruknął Joshua przez zaciśnięte gardło. Czując na sobie przeciągłe spojrzenie matki, tylko westchnął i pokręcił głową.
Dotarcie na parking było jedynie połową sukcesu. Gdy Joshua przypomniał sobie cały kręty wyjazd, który już wcześniej wydawał mu się długi, a teraz nawet każdy krok trwał jakby parę godzin…
Wsiedli do terenówki. Matka znów złączyła ze sobą kable. Silnik paskudnie zarzęził. Joshua zaklął w myślach. Druga próba. Zaskoczył.
Joshua rozglądał się po parkingu. Szukał radiowozów, ale nie zobaczył tam żadnego. Zaczął nerwowo podrygiwać nogą. Policjanci przecież musieli jakoś tu przyjechać…
– Dobrze się spisałeś – powiedziała matka.
Joshua chciał odpowiedzieć, ale gula w gardle skutecznie mu to utrudniła. Zmusił się tylko do uśmiechu i przeczesał włosy.
Bębnił palcami o udo. Cały wyprostowany obserwował, jak wyjeżdżali z parkingu i zjeżdżali coraz niżej i niżej… Zerkał też na prędkościomierz i miał wrażenie, że matka jechała o wiele za szybko. Prawie walnęła lusterkiem w tamtą ścianę.
Ale to wciąż trwało wieczność.
– Cholerny… – zaklęła matka pod nosem.
Przed nimi wlókł się zielony peugeot. Matka zatrąbiła. Gdy nie przyspieszył ani trochę, zatrąbiła drugi raz.
Joshua spojrzał do tyłu. Wyobrażał sobie nadjeżdżający radiowóz.
Przypomniały mu się wszystkie filmy o brawurowych ucieczkach przed policją, niesamowitych pościgach pełnych wybuchów, skoków na rampach i z energiczną muzyką w tle. Przełknął ślinę.
Nigdy jeszcze nie widział filmu o osiemdziesięciogodzinnym wyjeździe z lotniskowego parkingu.
Matka przeklęła jeszcze raz. Joshua uważnie się rozejrzał. Wydawało mu się, że byli już blisko ziemi…
– Mów, jak zobaczysz radiowozy – rzuciła matka.
Naprawdę byli blisko ziemi. Wystarczyło jeszcze paręnaście sekund, by znaleźli się na drodze. Odetchnął nieznacznie.
Zorientował się, że od czasu wejścia do samochodu kurczowo trzymał torbę na laptopa. Nieco poluzował uścisk.
Filmy o niesamowitych pościgach pełnych wybuchów i dachowań były też pełne startów z piskiem opon. Nic takiego się nie stało. Nie było też driftów ani płonących opon.
Gdy wyjechali na czteropasmową drogę, nie wymijali samochodów. Była to tak powolna jazda, jak gdyby jechali na niedzielny obiad do znajomych. Serce Joshuy zdążyło zwolnić, tętno się unormowało, oddech się uspokoił.
Przeczesał włosy. Spojrzał na matkę i zaczerpnął powietrza. Chciał coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedział co. Nie wiedział nawet, o czym myśleć. Wszystko w głowie pędziło tam i z powrotem, umysł wszedł na najwyższe obroty. Zastanawianie się nad milionem rzeczy naraz zdecydowanie nie pomagało w skupieniu się…
Obok mieli widok na wejście do budynku.
I wtedy tętno Josha gwałtownie skoczyło.
Trzech policjantów wypadło ze środka. Jeden z nich trzymał radio w pobliżu ust i wpatrywał się w samochód.
Ich samochód.
– N-nie radiowóz, ale…
– Widzę.
Gdy mijali policjanta, Joshua miał wrażenie, że czas zwolnił. Obraz stał się jakby jeszcze bardziej ponury niż na co dzień. Josh wytrzeszczył oczy.
Policjant sięgał po spluwę.
– Masz zapięte pasy?
– N-no chyba…
I wtedy usłyszał długo wyczekiwany pisk opon.
Może to nie była wyścigówka, ale bardzo szybko rozpędzili się do setki. To był pierwszy raz, kiedy poczuł taką moc.
Wbiło go w fotel. W lusterku zdążył zobaczyć jeszcze, że policjanci biegli do radiowozów.
Ruch był duży. Joshua prawie zachłysnął się powietrzem. Obserwował, jak matka manewrowała pomiędzy kolejnymi samochodami i nie wierzył własnym oczom. Wydawało mu się, że w któryś uderzą, że skończy się to szybciej, niż zakładał pięć sekund temu.
Zaklął pod nosem i spojrzał na nią. Całkowicie skupiona, ze zmarszczonymi brwiami i zaciśniętymi ustami, jakby z dziecinną łatwością i niesamowitą płynnością lawirowała między autami. Zaczęły powoli zjeżdżać na boczny pas.
– Tylko nie patrz w lusterko – powiedziała.
Nie powstrzymał się. Spojrzał od razu.
– O kur…
Zagłuszyły go syreny.
Jechały za nimi trzy radiowozy.
Zamrugał dwa razy. Wbrew oczekiwaniom nie sprawiło to jednak, że obudził się w ciepłym łóżku gotowy do pójścia do ukochanej szkółki.
– C-co się dzieje? – wydukał wreszcie.
– Daj mi pomyśleć.
– Ale…
Krótkie spojrzenie w lusterko wystarczyło, by Joshua na moment spuścił wzrok.
– CZEMU GONI NAS POLICJA?!
Matka milczała. Zacisnęła usta.
Joshua dotąd nawet nie wiedział, z jaką prędkością jechali – a jechali coraz szybciej i szybciej. Syreny nie ucichały.
Gdy Joshua dostrzegł korek, znieruchomiał. Spojrzał na matkę.
– Spokojnie. – Nawet na niego nie popatrzyła.
Nerwowo wyłamał palce. Nie wiedział, że jego matka to Vin Diesel.
– Zabijemy się!
– Wcale nie – odparła matka. – Więcej optymizmu.
Joshua zacukał się. Spojrzał na radiowozy. Policja nie odpuszczała. Zacisnął usta i zamknął oczy. Liczył na to, że kiedy tylko je otworzy, obudzi się w łóżku…
Ale to się nie stało. Otworzył oczy, gdy usłyszał rzężenie silnika.
Zgasł.
Zgasł, na środku drogi. Wytracili przyspieszenie, powoli tracili też prędkość. Joshua zaczerpnął powietrza i spojrzał do tyłu. Radiowozy były coraz bliżej, a silnik wciąż nie odpalał.
– Co za grat – warknęła matka, mocując się z kablami.
Joshua pokiwał głową. Miał jeden problem – nie mógł robić nic oprócz patrzenia.
I wtedy silnik zaskoczył. Matka wbiła sprzęgło w podłogę i wykorzystując pozostałe czterdzieści na godzinę, ruszyli dalej. Uniknęli spotkania z czerwonym mini i pomknęli dalej. Stracili jednak dużą przewagę.
– Włącz GPS.
To było takie nagłe, że Joshua potrzebował paru sekund na zrozumienie. Zerknął sugestywnie to na swoją rękę, to na lusterko, to na torbę na kolanach. Musiałby… Nie, nieważne, co musiał. Był pewien, że policja miała przy sobie spluwy.
– Jeśli przestrzelą mi rękę…
– Niby czemu? I niby jak?
– Uciekamy… – przełknął ślinę – przed nimi.
Matka krótko się zaśmiała.
– Włącz GPS. Egerton Forstal.
Jak mogła się śmiać w takiej chwili? Jak mogła być tak spokojna? Wyglądała, jakby codziennie ścigała się z policją dla rozrywki lub hobbystycznie. Albo grała w Need for Speed w realu.
Z nerwów mocno walnął we włącznik. Laptop włączał się całą wieczność. Jednak trzeba było wymienić ten głupi dysk, kiedy tylko miał okazję. Czuł pot na czole, gdy pospiesznie próbował dostać się do jakiegoś wi-fi. Kołysało tak, że z trudem trafiał w klawisze.
– Czemu akurat ta…
Przerwał mu dźwięk tłuczonego szkła. Zachłysnął się i wstrzymał oddech. Lusterko po jego stronie było rozbite, a w środku zionęła dziura po czymś, co niestety przypominało pocisk.
– Nie wychylaj się – rzuciła matka.
Zerknęła w tylne lusterko, później kontrolnie na Josha. Nie mógł uwierzyć, jak umiała zachować taki spokój. Z zabójczą prędkością wymijali kolejne samochody jak pachołki. W kakofonii klaksonów, jazgotu syren i walenia serca Joshua prawie wariował.
Nagle wystraszyło go głuche dudnienie, stopniowo coraz głośniejsze.
– Jezu, tylko nie silnik… – jęknął.
Zarzuciło nim na bok. Boleśnie wyrżnął łokciem w drzwi.
– To nie silnik! – krzyknęła matka. Uratowała ich przed zderzeniem z hondą.
Joshua, mimo strachu wciskającego go w fotel, spojrzał w stronę, z której dochodził dźwięk. Nad linią budynków, ponad horyzontem, dostrzegł ciemny punkt. Ciemny punkt na niebie, który zbliżał się gwałtownie i powiększał. Czarny punkt ze śmigłami.
– Helikopter!
Słyszał, jak matka głośno klnie.
Ale nie przez śmigłowiec.
Na drodze przed nimi coś stało. Duże coś. Długie coś.
Blokada drogowa. Cztery radiowozy, kolce, policjanci mierzący do nich z broni.
Joshua przeczesał włosy i ostrożnie obejrzał się do tyłu. Naliczył co najmniej pięć kogutów. Super. Niesamowicie. Cudownie. Właśnie oszalał. To wszystko mu się śniło albo sobie to wyobrażał.
– Trzymaj się!
Mocno szarpnęło go w prawo. Przez ułamek sekundy widział pięć radiowozów i helikopter.
A potem podskoczył i prawie walnął głową o sufit. Przód auta zarył w żółte rabatki. Coś stuknęło w podwozie, matka mocowała się z pedałami, silnik zarzęził. Już wydawało się, że skończą w środku rabatki z bratkami.
Wtedy szarpnęło, podrzuciło, rzuciło w bok.
Prosto pod maskę rozpędzonej półciężarówki. Znów szarpnęło. Pisnęły opony, drugi kierowca gwałtownie hamował, świat Josha zawirował.
Ruszyli pod prąd.
Auta zwalniały albo ostro skręcały, hamując. Nissan rozpędzał się przeraźliwie wolno. Joshua z zapartym tchem patrzył, jak policjanci dalej jadą tamtym pasem. Gdy się odwrócił, jechali na czołowe spotkanie z białym mercedesem. Pasy odebrały mu dech, gdy zwolnili i skręcili w lewo.
Tyle że gliniarze ich doganiali.
I był jeszcze ten helikopter.
Joshua już wyobrażał sobie, jak w radiu mówią: Orzeł-1 gotowy do oddania strzału. Powtarzam, Orzeł-1 ma czysty strzał.
Nic takiego się nie stało.
Ale jakoś wcale go to nie uspokajało.
Jakieś sto metrów dalej był zjazd. Jeśli tylko policjanci wykorzystają okazję…
– Co zrobimy? – odważył się zapytać Joshua.
To pytanie tylko trochę nie pasowało. Jeśli ktoś miał coś zrobić, to na pewno nie on.
Matka nawet na niego nie spojrzała. Wyminęła roztrąbionego tira.
– Zgubimy helikopter – powiedziała opanowanym głosem – a potem radiowozy.
Joshua zacisnął usta. No tak, wszystko jasne. Zgubią helikopter, a potem radiowozy. Bułka z masłem, co mogło pójść nie tak?
Parę sekund później minęli zjazd. Kolejna chwila minęła, nim radiowozy znalazły się za nimi. I bynajmniej nie wyglądało to tak, jakby miały dobrowolnie odpuścić. Podczas tego momentu względnego spokoju Joshua zaczął się zastanawiać, czym właściwie zasłużyli sobie na całą kawalerię i przestrzelone lusterko.
Z drugiej strony – czy chciał wiedzieć?
– Masz wi-fi?
– Mogę mieć. – Joshua pokiwał głową. – Wiem, do czego to zmierza, ale…
– Spróbuj znaleźć jakąś drogę!
– To tak nie szarp!
Próbował. Próbował, ale trzęsło tak bardzo, że nie dał rady niczego wpisać. Wreszcie stracił cierpliwość, siarczyście zaklął, obejrzał się tylko po to, by dostrzec sześć radiowozów i helikopter, po czym przeczesał włosy i oparł się o fotel. Potem rozejrzał się. Dostrzegł lokomotywę na wzgórzu, a to by znaczyło…
– Tam jest tunel!
Ostry zakręt. Potem drugi. Zjechali na wąską drogę między McDonald’s a Burger Kingiem. Sto metrów w dół, syreny nieco przycichły. A później wjechali do ciemnego tunelu z psychodelicznie migającymi jarzeniówkami, które teraz zlewały się w jedno światło. Rozwidlenie. Skręcili w lewo.
– Musimy dojechać do miasta i zmienić samochód – wyjaśniła matka. – Albo dojechać gdziekolwiek i zmienić samochód. Jasne? Wcześniej musimy się pozbyć helikoptera. Trzymaj się mocno.
Wyjechali z tunelu. Znów się rozpędzili. Z boku nadjeżdżał radiowóz.
Czas nagle zwolnił.
Joshua widział, jak popchnęli radiowóz. Metal złowrogo zatrzeszczał, Josha znów wbiło w fotel. Świat zakręcił się w miejscu, a może to był tylko samochód. Z drugiej strony jechało czerwone auto. Próbowało wyhamować.
Joshua zamrugał, a wtedy widział już tylko dachujący radiowóz i drugie auto nadziane na latarnię.
– O cholera – wyrwało mu się.
Gdy ruszyli z miejsca z piskiem opon, czas znów wrócił do normalnej prędkości, a Joshua wciąż nie wierzył w to, co się stało.
Nie miał pojęcia, jak dojechali na przedmieścia Londynu. Gdzieś w oddali słychać było syreny, ale o dziwo już nie helikopter. Matka zatrzymała auto, rozkręciła kable, silnik zgasł.
– Ruchy, ruchy, ruchy!
Joshua uświadomił sobie, że przez całą drogę trzymał się uchwytu dla frajerów na podsufitce. Mocował się z odpięciem pasów całe trzy sekundy. Wepchnął rozpiętą torbę z laptopem pod pachę i wypadł z auta. Pognał do mamy, która już mocowała się z czarnym sedanem. Na sekundę zawył alarm, matka coś krzyknęła. Niemal wskoczył na fotel pasażera.
Nerwowo spojrzał za siebie.
– Odpuścili? – rzucił, zdziwiony.
Nadjeżdżający parę przecznic z tyłu radiowóz, bez syren, rozwiał jego wszelkie oczekiwania. Joshua jęknął. Gdy matka walczyła z kablami, próbował opanować walące serce i rozszalały oddech.
Rozpędzenie się do setki zajęło im parę długich sekund. Drzewa na podwórkach i domy zaczęły się zlewać w jedną plamę.
Wtedy Joshua coś zrozumiał.
Właśnie rozpoczęła się nowa historia.
No właśnie....dlaczego goni ich policja!?
OdpowiedzUsuńPościg z rana był super opcją na rozbudzenie 🙈 ale tu było emocji, o paniiiii
Ogólnie miałam jakąś nadzieję, że uda im się polecieć, ale...to byłoby za łatwe, musiał być ciąg dalszy. No i właśnie dalej, czemu oni ich gonią!? Dziwna sytuacja, oj dziwna, ale pościg o prędkości światła był spoko 😁 fajnie opisany!
Aha, ta matka zaczyna mnie wkurzać 😐 ona jest trochę dziwna, wciągnęla w to Josha i nic nie mówi, w dodatku jeździ jakby wyszła ze Szybkich Wściekłych XD niech ona w końcu zacznie gadać i coś wytłumaczy, bo zniosę jajo 👅
Pozdrawiam
N
Tak u mnie rano to prawie 11 😂😂😂
Usuńjeju, naprawdę wyszło dobrze? jak to poprawiałam, to zaczęłam się stresować, że no, podczas pisania szło super, ale jak to czytam...
Usuńi, cóż, żadna tajemnica nie trwa wiecznie! :D
Krótkie spojrzenie w lusterko wystarczyło, by Joshua na moment spuścił wzrok.
OdpowiedzUsuń– CZEMU GONI NAS POLICJA?!
Skojarzyło mi się to z nami XDDD
Ja coś zrobiłam, a ty się na mnie wydzierasz
– DEBILU CO TY ZROBIŁAŚ
no nie mów o tym głośno. XD
Usuń"Joshua nigdy by też nie zakładał, że miał matkę rajdowca."
OdpowiedzUsuńJa też nie. Jego matka to jakiś MISTRZ.
Tak, wiem, dziwny początek komentarza. XD
Czytając, czułam dreszcze na ciele i niepokój! Nie miałam wielkiej styczności z takim typem opisów, więc moja opinia może być mało adekwatna, aczkolwiek Twój opis mnie p o r w a ł.
Powiedzmy, że podczas pościgu miałam w głowie podobne myśli co Joshua. XD
I ogólne: "Co tu się odp...". Możesz sobie dokończyć. ;D
Chcesz posłuchać moich teorii? Okej, ale przysięgam, padniesz ze śmiechu.
Ojciec Joshua i jego matka byli tajnymi agentami coś na wzór Cheruba (o ile dobrze rozumiem co to znaczy) tylko, że dla dorosłych albo jakoś tak. Podpadli swojemu szefowi, bo czegoś nie zrobili albo wręcz odwrotnie - zrobili za dużo. A, że (np) była to sprawa państwowa to ich szef (mając wtyki w policji) ogłosił ich jakimiś zbiegami/mordercami etc.
To by wyjaśniało dlaczego jego matka ma jakieś zdolności ala Robert Kubica i to zwyczajnym samochodem.
Myślałam, że się rozbiją - jego matka umrze i tylko Josh przeżyje. Cóż, zaskoczenie! I to miłe zaskoczenie, chyba. Bo nie lubię jego matki jakoś. Nie wzbudza mojego zaufania. XD
A! Co do jego ojca to myślę, że leży gdzieś w ich domu zamordowany albo ukrywa się z jakimś gangiem albo znajomymi z tej niby (wymyślonej przeze mnie) agencji. XD
Wybacz, że tyle tego "XD", ale jak piszę te swoje teorie to nie mogę ze śmiechu. XD
Tulę, Shoshano.
Jeju, ale się cieszę, że to wyszło! Znaczy, tak mi się wydaje. Mniej więcej. Naprawdę nie byłam pewna, czy wyszło dobrze, czy niezbyt dobrze... ale okazuje się, że chyba jednak nie było aż tak źle, jak w pewnym momencie myślałam.
UsuńI kolejna ciekawa teoria! Cóż... XD Wszystko okaże się prędzej czy później, nie mówię tak, nie mówię nie! Najważniejszy jest trop. :D
No halo, z rozbiciem się byłoby za prosto przecież. XD Uwielbiam tego chłopca, ale i jego trzeba trochę pomęczyć.
Nie no, spoko, miło się to czyta. XD Najchętniej wstawiłabym moje teorie (które byłyby pewnie innymi możliwymi rozwiązaniami fabuły), ale o tym pewnie wspomnę w epilogu. Wtedy będziesz się śmiać ze mnie. XD
♥
Ależ ten szablon jest genialny! :D
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim spodobał mi się plot twist. Sądziłam, że Josh z mamą zdążą na samolot; na pewno nie sądziłam, że wrócą się do auta. Podoba mi się to, co serwujesz i w jaki sposób to robisz. Jest płynnie, dynamicznie, napięcie działa.
Fajnie, że mogę się wczuć w Josha; szczególnie moment niepewności, gdy skrzyżował wzrok z policjantem był taki... no, ludzki, normalny. Pokazał, że bohater jest zagubionym dzieciakiem, który polega na matce i przede wszystkim jej ufa. Niby zdaję sobie sprawę z tego, że to też nastolatek, który w przyszłości będzie chlubą CHERUBA, ale tu widać też w nim właśnie tego dzieciaka, który zwyczajnie nie wie, co się dzieje. Jest w nim znacznie więcej normalności niż w Joshu, którego pamiętam z pierwszej wersji.
W tej notce dostałam też wszystko to, czego brakowało mi w poprzednim rozdziale, czyli tych pytań do matki, zaskoczenia, nerwów z powodu tylu niewiadomych. A jednocześnie, zamiast je powoli wyjaśniać, tylko je mnożysz. Czuję, jak grasz ze mną w kotka i myszkę i bardzo mi się to podoba.
Dzięki. :D
Jeju, dziękuję. ♥ Naprawdę miło mi słyszeć, że to, co miało wyjść w konkretny sposób, naprawdę tak wyszło (tym razem). Serio czuję się dumnie i mam wrażenie, że mogę się jeszcze jakoś urobić.
UsuńMiło bardzo. <3
Ja bym chciała się zapisać na kurs prawa jazdy do jego mamy. Musiałoby być świetnie ;) Kurde, zastanawiam się, co takiego zrobiła jego mama, że teraz goni ich policja. Pierwsze co mi przyszło do głowy, to że zabiła ojca albo jest agentką. Albo oba na raz.
OdpowiedzUsuńGolden
hell-is-empty-without-you.blogspot.com
Hej!!
UsuńMiło Cię widzieć, tak na sam początek! Mam nadzieję, że to przeczytasz, bo XDD Dosłownie kończę korektę Kruka i na dniach mniej więcej zaktualizuję wszystkie rozdziały (na dniach = w przyszłym tygodniu mniej więcej), chciałam tak tylko uprzedzić na wszelki wypadek. XD
I tak, prawo jazdy u jego mamy to marzenie dosłownie. ♥
Przeczytałam haha Kurde to ja zwolnię z czytaniem, bo już jestem na 12 rozdziale chyba XD
Usuń